Nie dajcie się zwieść krytycznym opiniom na forum, bo i ja byłem bliski ominąć ten spektakl.
Spencer to film na który czekano chyba głównie z dwóch powodów: na ekrany znów trafiło dzieło o ulubienicy Brytyjczyków (i nie tylko) a po drugie każdy zastanawiał się, czy Stewart udźwignie rolę, która w zamyśle mogłaby stać się dla niej kreacja przełomową.
Reżyser serwuje nam świetne kadry, niekiedy jakby przepuszczone przez sito analogowego aparatu z ubiegłej epoki. Bawi się mglistą paleta barw. Temu obrazowi towarzyszy świetna (acz w pewnych momentach nie do końca właściwie użyta) muzyka.
Aktorsko Stewart dała radę i piszę to z pełną świadomością tych słów. Dostała gatunkowo ciężka rolę, kreacje kruchej i dobrodusznej księżniczki, która mierzy się z kłamstwem, kalekimi oczekiwaniami wobec niej samej oraz przeszłością, która potrafi rodzić na jej twarzy zarówno uśmiech jak i bolesną iskrę nostalgii. Rola tym cięższa, bo główna bohaterka wypełnia niemalże ponad 90% (wartość umowna) kadrów. Stewart ma manierę, jedną minę. Tutaj jednak według mnie oddała emocje zarówno postaci jak i filmu jako takiego. Dostanie zapewne oscarową nominacje i nie będzie to zaszczyt poczyniony "na siłę".
Fabularnie jest... nietypowo. Autor zaznacza iż jest to raczej baśń, interpretacja pewnych zdarzeń aniżeli biografia Diany. Według mnie temat choć ważny to chyba ciut przytłacza każdego kto się go podejmuje. Bo uczucia towarzyszące Dianie owiane są wciąż mgłą tajemnicy i nie sposób oddać je w sposób bezdyskusyjnie właściwy.
Polecam, dzieło wyjątkowe. Ocena 8 zapewne nieco na wyrost, ale żal żeby film ten nie oscylował blisko 7.0.