Możnaby spokojnie zrobić dwunastoodcinkowy serial, po 45 minut każdy. Możnaby wówczas spokojnie i wiernie, doskonale wszystko zmieścić, a i klimatu na pewno by nie zabrakło.
Niestety twórcy postanowili się skupić na jednym wątku, rok okroili od marca do końca października, pozmieniali wiele faktów i mocno poplątali. Każda scena śmieszy i razi brakiem profesjonalizmu i sztucznością. Za to znakomitym wyborem był Corey Haim jako Marty. Gary Busey trzymał poziom. Reszta wypadła bardzo blado, a Everett McGill to zupełna porażka - fizjonomią nie pasuje do Kingowskiego opisu i gra fatalnie. A ten metal...
Właściwie we wszystkim się z kolegą nie zgadzam. Może dlatego , że książki nie czytałem, ale film obejrzałem z 15 razy, w tym 10 jako jedenastolatek i straszył mnie zawsze nieziemsko, zwłaszcza "wilkołak pod postacią człowieka";) kiedy wszystko się wyjaśnia... Aktorzy pierwszoplanowi zagrali dobrze z Everettem McGillem i Haim'em na czele. Co do serialu masz rację. Można by z tego trzepnąć odcinkowiec na poziomie Miasteczka Twin Peaks.