"Stan gry" jest sprawnie nakręconym kryminałem, jakich powstało już wiele. Trudno doszukać się w nim nowatorstwa czy specjalnej oryginalności, jednak w ogólnym bilansie film wychodzi na plus. Dlaczego tak uważam? Moim zdaniem nic tak nie szkodzi filmowi, jak zbytnie wydumanie akcji i wplątanie w nią wszystkich ważnych osobistości świata. Choć w "Stanie gry" pojawia się słynny "spisek korporacyjny na szczytach władzy", nie zamieszano w niego prezydenta USA, papieża, całej załogi Kremla itp. Fabuła jest przez to bardziej wiarygodna i co tu owijać w bawełnę - ustrzegła się totalnej głupoty, tak często spotykanej w tego typu produkcjach.
Jeszcze ważniejsza wydaje mi się kreacja bohatera. Russell Crowe, grający zwykłego dziennikarza ( w dodatku tłustawego) nie odkrył w sobie na szczęście umiejętności komandosa;) Jego bohater ( Bogu dzięki!) nie uświadamia sobie nagle, że skok z wieżowca to pestka, a obsługa półautomatycznego karabinu jest prostsza niż pralki;) Bardzo mnie to filmach męczy, gdy normalni ludzie ni stąd ni zowąd okazują się być lepszymi od Bonda.
A, zapomniałabym o jednym ważnym fakcie. Bardzo nie lubię, gdy głównych bohaterów "na siłę" wrzuca się sobie do łóżka. Tu romansu nie było - chwała Ci za to, panie scenarzysto...
Podsumowując, "Stan gry" można obejrzeć bez strachu i nie będzie to czas stracony. Arcydzieła oczywiście się nie spodziewajcie. 8/10 - za aktorów, ciekawą akcję i wizytę w kinie;)
Dobrze napisane. Mogę się tylko pod tym wszystkim podpisać :)
Dodam tylko, że film oglądałem późno w nocy, to jednak mnie nie uśpił. I pomimo, że domyślałem się takiego zakończenia, to jednak się nie rozczarowałem. Kino w starym, dobrym stylu.
Może nie mam zbyt dużego doświadczenia w detektywistycznych dochodzeniach, dlatego też każdy zwrot był dla mnie zaskoczeniem - owszem, to, że PointCorp jest zamieszany w morderstwa było oczywiste już od samego początku. Duże pieniądze, korupcja na szczycie i ambitny senator w duecie z przyjacielem-z-dawnych-lat reporterem wskazywały na to, że będziemy świadkami obalania korporacji! Jasne, ale to, że Sonia była wtyczką albo fakt, że charakter Afflecka kazał śledzić [i mimo tego, że powiedziane to nie jest - pewnie też zabić, by chronić swoją polityczną karierę] kochankę - były dla mnie zaskoczeniem.
Mam taką swoją dziwną miarę tego, czy film jest naprawdę wybitny, czy jest średniakiem czy jest po prostu słaby. Gdy niestety wypada blado, po prostu zasypiam w fotelu - to oznaka, że coś jest nie tak. Filmy ze środkowej półki nie pozwalają mi zasnąć podczas oglądania i jestem ciekaw jak rozwinie się akcja. Te najlepsze powodują u mnie dreszcze, łzy, pochylanie się jak najbliżej ekranu, nerwowe gryzienie palców i przede wszystkim ogromny natłok myśli gdy skończę oglądać, jak gdyby tsunami rozważań właśnie zalewało wyspę mojego umysłu.
Stan Gry był filmem z półki średniej, może troszkę wyżej. Uwielbiam oglądać Russela Crowe w akcji, chyba jakiś sentyment po Gladiatorze ;-)
Po raz kolejny pokazał, że potrafi zagrać chyba wszystko, super mimika i to w jaki sposób stwarza obraz old-fashioned dziennikarza, niechluja, ale dążącego do prawdy za każdą cenę - innymi słowy - etycznego. Owszem, trochę to banalne, ale w tym przypadku nasz bohater nie był bez skazy, miał rysy na swoim życiorysie, więc można się było polubić =)
Nie mogę zaś przekonać się wciąż do Bena Afflecka i do dziewczyny, która grała Dellę. Affleck dla mnie jest aktorem raczej marnym, może w mieście grzechu podobała mi się jego rola. W innych filmach jest trochę taki... "drewniany". Nie wiem, taka awersja. A dziewczyna - bardzo źle nie grała, ale jej postać była trochę zbyyyt... oczywista?
Ok, podsumowując - film dostanie ode mnie 7 gwiazdek na 10 i tak na niego zagłosuję. Przede wszystkim za jakiś element zaskoczenia i Russela Crowe. No dobra i za mój ukochany, angielski akcent Hellen Mirren i ulubiony alkohol - whiskey.
Pozdrawiam i witam ;-] bo to pierwszy tak długi post na forum filmwebu.
Polecam:
"SYNDYKAT ZBRODNI" Alana J. Pakuli
"WSZYSCY LUDZIE PREZYDENTA" Alana J. Pakuli
"RAPORT PELIKANA" Alana J. Pakuli
TRYLOGIA PARANOICZNA - TRZEBA ZNAĆ:
1 "SIEDEM DNI W MAJU" Johna Frankenheimera
2 "TWARZE NA SPRZEDAŻ" Johna Frankenheimera
3 "PRZEŻYLIŚMY WOJNĘ" Johna Frankenheimera
znakomite są też:
"GAZETA"/ZAWÓD DZIENNIKARZ" Rona Howarda
"TEORIA SPISKU" Richarda Donnera
"KANDYDAT" Jonathana Demme
"TRZY DNI KONDORA" Sydneya Pollacka
"MARATOŃCZYK" Johna Schlesingera
Ręczę, że wszystkie te filmy są znakomite.
I zmienicie zdanie o "STANIE GRY" (niestety) - film okaże się wam oGRAny.
Niemniej jednak polecam filmy wyżej wymienione.
Fearless - Della rzeczywiście nie była powalająca, ale krzywdy też nie robiła ( postać naburmuszonej panienki, która okazuje się przydatna jest jednak zazwyczaj irytująca, przynajmniej dla mnie. No chyba że mamy do czynienia z błyskotliwą przemianą na ekranie - tego tu jednak nie zaobserwowałam;)) Ben Affleck potrafi zagrać, nie wybaczę mu jednak "Pearl Harbor":P
Pozdrawiam i pisz dalej na filmwebie;)
AutorAutor - widziałam część, są bardzo dobre ( Kandydat, Trzy dni kondora, Teoria spisku), jednak są lepsze;)
Bardzo dobrze napisane. Brak romansu to wielki plus, bohater grany przez Crowa miło, że nie okazał się Bondem ;)
Co do jednego się nie zgodzę. Kto śledzi to co dzieje się w stanach, wie, że to nie żaden spisek. Tam właśnie teraz, powoli, prywatne policje przejmują obowiązki państwowej policji. Na razie dzieje się to w małych miasteczkach, by przygotować na to społeczeństwo. To nie żadna teoria, spisek czy konspiracja. Jest to bardzo niebezpieczne, by ludzie pilnowali dla pieniędzy, a nie w imię wyższych idei, ch** wie co się z tym stanie.