Nie rozumiem tych, którzy ten (czy jakikolwiek inny) film rozbierają na części pierwsze i wskazują, że "to się nie powinno zdarzyć, bo to nielogiczne" tu jest "coś nie tak". Ludzie - cała seria "Star Trek" jest fantastyką i to nie za bardzo naukową! Jeśli ktoś bierze te filmy i zwłaszcza serial w 100% serio, to właśnie z nim jest coś nie tak. Zwłaszcza sam serial, pełen absurdalnych sytuacji (np. wcielenie - dosłowne - głównych bohaterów w uczestników pojedynku w OK Corral) należy traktować z dość dużym przymrużeniem oka - sam w sobie z dzisiejszej perspektywy bawi do łez, a niektóre sceny stały się kultowe, np. ta: http://www.youtube.com/watch?v=4SK0cUNMnMM
Gdy twórcy serii zorientowali się, że "Star Trek" najlepiej wygląda jako komedia, postanowili to wykorzystać, posługując się motywem podróży w czasie. "Star Trek" to fikcja, niezależnie od tego, w którym stuleciu rozgrywa, ale niestety, seryjność filmów ma efekt uboczny - niektóry osobom, zwłaszcza takim, które większość czasu spędzają przed telewizorem/monitorem, granica między światem rzeczywistym a wykreowanym zaczyna się zacierać.
Każde fikcyjne uniwersum rządzi się określonymi prawami. "Star Trek" jest fikcją, ale znakiem rozpoznawczym tego uniwersum było właśnie oparcie na nauce: znanej nam dzisiaj lub teoretycznej. Poza tym, fantastyka czy nie, ale istnieje pewien kanon wypracowany przez dane uniwersum. ST ma określoną konwencję i zasady, które się przyjęły. Nawet umowność serii z Kirkiem, związana z czasami w jakich powstawał serial nie może być tutaj okolicznością łagodzącą. Humor może być i dobrze, że był, ale jednak nie można przekroczyć pewnej granicy konwencji. Tutaj niestety ją przekroczono: naciągnięty problem i pospieszne jego rozwiązanie, choć nie przeczę, że było wesoło. Ale jednak, w porównaniu z poprzednią częścią, słabszy to film.