PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=644473}

Sugar Man

Searching for Sugar Man
2012
7,7 71 tys. ocen
7,7 10 1 71293
7,3 30 krytyków
Sugar Man
powrót do forum filmu Sugar Man

Historia rzeczywiście niesamowita. Natomiast zupelnie inaczej niz bohaterowie filmu
zastanawiam sie nie nad tym jak to mozliwe ze nie odniosl sukcesu w stanach ale jak to
mozliwe ze odniosl go gdzies w ogole. Barwe glosu ma na pewno nieprzecietna ale gdzie mu
tam do wspomnianego w filmie Boba Dylana. Muzycznie jest mdlo i monotonnie. Tekstowo
zupelnie przecietnie. Sugerowanie ze artysta jest geniuszem nie jest nawet śmieszne, jest
niedorzeczne. Ale i tak sie wzruszylem. Widzac zupelnie zwyczajnego goscia z gitarą ktory
niezamierzenie zdolal roztoczyc wokol siebie taka aure zachwutu i uwielbienia, wracalem do
wszystkich wlasnych snow w ktorych na mnie piszczą i rzucają stanikami. Łza się zakręciła a za
nią przyszła reflaksja ze ludzie sa niczym wiecej jak manifestacją wrazen i iluzji. Zarazaja sie
nimi jak chorobą i w ten sposob "utrzymują ją przy życiu". To nie jest zaden cud jak znow
sugerowano w filmie. To nasza natura.

ocenił(a) film na 9
porwal

To, że był w swoim czasie lepszy od Dylana, to opinia gościa z branży muzycznej, który chyba wiedział co mówi. Moim zdaniem właśnie nieprzeciętna barwa głosu sprawia, że jest od skrzeczącego Dylana lepszy. Rodriguez ma w głosie głębię, melancholię, dosłownie wyczuwalne emocje. Dylan skanduje swoje teksty, i męczy się gdy ma wyciągnąć nutę wyżej...
Ja nie odebrałam z filmu ani jednej sugestii, że artysta jest geniuszem. Wszyscy mówili o nim jako o prostym, skromnym człowieku, który ma talent. Sukces gdzie indziej odniósł dlatego, że jego nagrania znalazły się we właściwym miejscu (RPA) i we właściwym czasie (lata 70) i teksty trafiły do wyobraźni słuchaczy i dały im powiew wolności. W filmie było o tym, że w jakimś tekście było coś o seksie, w innym o narkotykach i ludzie zachłysnęli się tym, bo w RPA w czasach Aparthaidu to było nie do pomyślenia. On śpiewał o codziennych problemach życia w Detroit, a dla nich to było jak nawoływanie do rewolucji. Zdarza się. Tak swego czasu było z utworem "I want to break free" Queen - John Deacon napisał prostą piosenkę o uwalnianiu się ze skomplikowanej relacji a bodajże w Argentynie (ale pewna nie jestem, gdzieś w Ameryce Płd) ta piosenka była jak manifest narodowowyzwoleńczy i fani byli wściekli na Freddiego że ubiera na koncertach do tego kawałka bluzkę ze sztucznym biustem, bo dla nich to było o wolności ale głęboko pojętej, narodowej. Tu na tym formum, w którymś wątku przeczytałam mniej więcej coś takiego: "jeden z najlepszych "motywatorów" jaki wydziałem... Często robimy coś i wydaje się, że nic z tego nie ma i nie będzie... ale gdzieś tam ulicę dalej,
miasto dalej może być ktoś dla kogoś, to będzie czymś najpiękniejszym". Nic dodać, nic ująć. :))