Świetnych muzyków jest mnóstwo. Nie zostają sławni z różnych powodów. Sama słucham zespołów, o których informacji w internecie można szukać na próżno, a jestem zachwycona ich muzyką.
I to porównanie do Boba Dylana. Bob Dylan jest jeden.
Sandrevan Lullaby jest rzeczywiście piękna.
Masz racje, ale tu chodziło o to, że nikomu nieznany amerykański grajek, jest legendą w innym kraju, o czym on sam nie ma pojęcia.
zadajac takie pytanie po obejrzeniu tego dokumentu, to wogole trzeba go nie zrozumiec, moze obejrzyj go jeszcze raz bo wierzyc mi sie nie chce by ktos po obejrzeniu tak dobrego dokumentu zostal tylko z tak blahymi rozmysleniami i pytaniami
nie tylko z takimi rozmyśleniami, ale te rozmyślenia dotyczą całej pierwszej połowy filmu, w której jest stawiany nad bobem dylanem, rolling stones i elvisem na dokładkę. Historia tego człowieka jest niesamowita, tak jak on sam, ale dokument źle mi się oglądało.
Historia broni się sama. Nie potrzebuje tych wszystkich bombastycznych wypowiedzi.
Ale w tym dokumencie nikt nigdy rodrigueza nie stawial ponad stones'ow czy elvisa, chodzilo tylko i bylo to powiedziane ze stal sie popularniejszy od nich w RPA co jest niezaprzeczalnym faktem!! Swiadczy o tym sprzedaz plyt w tamtych latach w tym kraju, gdzie cold fact by tak popularny tam jak abbey road beatles'ow, nie liczac tyiecy jk nie setek tysiecy pirackich winyli krazacych po domach w rpa. Byly to najpopularniejsze albumy w tantyn okresie, sukces beatlesowowskiego albumu nie potrzeba wyjasniac ale albumu rodrigueza, czlowieka ktorego nikt nie znal, nie widzial w tv, ba nie wiedzial czy zyje, nie mial zadnej otoczki reklamuiacej jego album, ktory zespol, wykonawca szczegolnie w dzisiajszym swiecie muzycznym jest w etanie zaistniec bez reklamy swojej tworczosci a co niestety wazniejsze jest dzisiaj wlasnei osoby, czesto specjalnie nakryta otoczka konyrowersyjnosci ktora tak kochamy bardziej niz rzeczywisty talent muzyczny artysty. Rodriguez osiagnal niesamowity sukces w tym kraju dzieki niesamowitej wartosci i znaczeniu slow piosenek w ktorych narod ogarniety apparthaidem mogl odnalezc nadzieje na lepsza rzeczywistosc i mobilizowalo ich to do walki, nie fizycznej a werbalnej z owczesnym rzadem. Nikt w tym dokumencie nie stawial go ponad nikim nie takie tu bylo przeslanie, byly tylko wypowiedzi jego producenta ze wspolpracowal z wieloma artystami ale jego osoba pelna jakies dziwnej magii skromnosci i pelna talentu pisarskiego tekstu piosenek rownej sammu dylanowi, najbardziej zostala mu w pamieci i napewno nalezy do jego top 5 najlepszych artystow z jakimi mial okazje wspolpracowac, co w tym zlego? W tym dokumencie pokazali zycie dobrego, pracowitego czlowieka o dobrym sercu ktory osiagnal bez zadnej pomocy ogromny sukces w innym kraju niz zamierzzal i przez wiele lat o tym nawet nie wiedzial, na tym polega cala magia tego dokument. Nie osiagnal sukcesu w stanach zapewne przez to ze wiemy doskonale jaki jest stosunek amerykanow do narodu meksykanskiego stad nilt nie zabieral sie sa kupno plyt jaliegos nieznanego meksykanina, tym bardziej ze nie mial menedzera jk to dzisiaj jest ktory by wypromowal go, a jedak udalo mu sie osiagnac niebywaly sukces bez tego wszystkiego w rpa, sukces ktory nawet najprawdopobniej wielcy muzycy by nie osiagneli bez tego zapalnika, on tego dokonal, jednogzesnie byl tak dobrym i skromnym czlowiekiem, i czy teraz sie jie zastanawiasz dlaczego nie osiagnal choc minimalnego sukcesu w stanach?
"Ale w tym dokumencie nikt nigdy rodrigueza nie stawial ponad stones'ow czy elvisa,"
Padły nieraz dokładnie takie słowa, że jest ponad nimi i to przed kontekstem związanym z sukcesem w RPA. W tym momencie mam wrażenie, że to Ty niedokładnie obejrzałeś dokument. Albo może po prostu do innych rzeczy przykuwamy uwagę. Zgadzam się z całą resztą.
Dokument mi się nie podobał i tylko tyle. To moje odczucie. Odnosiłam wrażenie, że poszczególne wypowiedzi są wyreżyserowane, rozdmuchane. Ciekawa jestem, czy Rodriguezowi, z jego skromnością i przyjmowaniem rzeczy takimi jakie są, ten film się w ogóle spodobał,
Ale ja lubię proste formy. I nie cierpię, gdy ludzie choć trochę zaczynają coś koloryzować lub kreować, a w wypadku tak wspaniałego i prostego (w pozytywnym znaczeniu) człowieka, to już razi mnie po oczach. Wzystko jest przesadzone po amerykańsku. Np. to, że w Ameryce prawie w ogóle nie był znany. Wystarczy zobaczyć ile osób w internecie pisze, że miało/ma jego płyty w domu. Wychodzi na to, że wytwórnia go oszukała zarówno jeśli chodzi o RPA jak i USA.
Poczytałem sobie i okazało się, że w Australii był znany, miał tam bardzo dużą trasę, to film przemilcza całkowicie (chociaż można powiedzieć, że stara się ograniczyć nas do tego, co wiedzieli o nim wówczas w RPA).
Sceny z ich pierwszego spotkania na pewno były reżyserowane, możemy się zastanawiać, czy jest w porządku robienie czegoś takiego w dokumencie (przy czym chyba wszyscy niemal to robią, wyjątkiem takie 'Burma VJ', czy 'Five Broken Cameras', chociaż tam przy etapie montażu dochodzi do pewnej 'manipulacji').
Zapewne rozmowa z producentem jest bardzo ścięta, ale pewnie też przez to, żeby twórców nie pogrążył proces sądowy.
Na pewno scena otwierająca jest w pełni 'fałszywa'.
Niemniej, dla mnie to wiele nie zmienia, sednem jest to, że facet rwał azbest zamiast siedzieć i pisać muzykę, co raczej miało więcej sensu w wypadku jego talentu. Po osłuchaniu tych dwóch płyt uważam, że szkoda, że tak się złożyło, bo zapewne ludzkość straciła przynajmniej parę dobrych kawałków, które mógł napisać, gdyby mu dano możliwość.