Znam dużo takich filmów i powiem wam jedno - "Sugar Man" nie jest jednym z nich. 3 godziny
temu wyszedłem z kina i powiem wam, że jestem w 100% usatysfakcjonowany. Dawno nie
oglądałem tak dobrego filmu, podnoszącego na duchu i przywracającego wiarę w
człowieczeństwo. Po prostu coś pięknego. Polecam obejrzenie go i mogę was zapewnić, że się
nie zawiedziecie.
Chyba muszę go obejrzeć bo póki co mam chyba złe wyobrażenie o tym filmie tzn. że jest historią jakiegoś żula grającego na gitarze na ulicach za kasę do czapki.
Nigdy nie oglądałeś nudnego filmu? Bądź takiego, który miał szumne zapowiedzi, czaderskie zwiastuny, a okazał się być totalną porażką? Ile filmów w życiu oglądałeś z takim zachwytem, że jeszcze podczas napisów końcowych nie wychodziłeś z kina bądź nie wyłączałeś odtwarzacza, bo był tak dobry, że potrzebowałeś chwili na refleksję i zastanowienie. Takie filmy to prawdziwa rzadkość, a "Sugar Man" była dla mnie właśnie takim filmem. I nie trzeba tu listy filmów cechujących się przymiotnikami z tytułu mojej wcześniejszej wypowiedzi, lecz listy z filmami takimi jak ten o Sixto Rodriguezie, które coś wnoszą i coś po sobie pozostawią. Peace bro.
no właśnie o takie filmy chodzi, jak ten o S. Rodriguezie, nie poszukuję nudnych ,banalnych i przereklamowanych
W którym momencie ten film przywrócił ci wiarę w społeczeństwo? Ja nic takiego w historii człowieka, którego muzykę przypadkiem odkryto w RPA i zaproszono go po latach na parę koncertów, jak przywracanie wiary nie widzę.
A ja widzę. Widzę człowieka, który pozostał wierny swoim wartościom, swoim ideałom i nie dał się złapać w szpony sławy i luksusu. Widzę ludzi, którzy doceniają i pomagają mu w zdobyciu tego, co mu się należało, choć on wcale się o to nie prosił. I nie chodzi tu o kasę i sławę, a odrobinę zrozumienia i wdzięczności, bo pomimo tego, że na swoim rodzimym "podwórku" nie osiągnął wiele, to ludzie całkowicie mu obcy potrafili jego twórczość docenić. I ta świadomość, że są jeszcze tacy ludzie daje mi nadzieję, że nasz gatunek nie straci osobowości i nie staniemy się maszynkami wypranymi z uczuć, całkowicie obojętnymi na los bliźniego.
Przecież nie wiadomo jakby się zachowywał gdyby odniósł sukces. Poddał się po pierwszych niepowodzeniach i zajął zwykłym życiem. Przypadkowo gdzieśtam został gwiazdą o czym dowiedział się przypadkiem kilkanaście/dziesiąt lat później. Miły moment z koncertem po latach i ot cała historia. Cała ta szopka z Rodriguezem nie wynikała z chęci niesienia pomocy, ale ze zwykłej ciekawości, a późniejsze zaproszenie to normalna kolej rzeczy. Za darmo te koncerty nie były.
Widzę, że mamy z goła odmienne zdanie na temat "Sugar man'a". Ale to nic. Wymiana opinii pomiędzy dwoma skrajnie, według mojego mniemania, nastawionymi do filmu odbiorcami jest jak najbardziej na miejscu. Przedstawiłeś swoje argumenty, ja przedstawiłem swoje. Zapewne żaden nie zdoła przekonać drugiego o racji swoich spostrzeżeń i... być może to dobrze, bo jak by wszyscy myśleli tak samo, to świat byłby nudny i nie można by było prowadzić dyskusji tego typu. Nie mniej jednak uważam, że przez większość widzów film został odebrany pozytywnie i nie poprzestali oni na degustowaniu się twórczością Rodrigueza tylko podczas odbywanego seansu. W moim przypadku tak było, a do filmu na pewno jeszcze wrócę, bo to kino do którego wraca się z przyjemnością ;)