Przed obejrzeniem miałem negatywne nastawienie do tego filmu głównie na wszechobecny zachwyt
nad nim, oraz z uwagi na fakt iż jest to dokument (paradokument) Po obejrzeniu - a bardziej po odsłuchaniu zmieniłem zdanie film jest...pozytywny bez konieczności zbyt wnikliwego analizowania ile tak naprawdę jest w nim prawdy. Jego muzyka
wystarczy aby oddać mu szacunek. Aż mnie zdziwienie ogarnia że nie odniósł sukcesu choć
odpowiedź na ten fakt jak dla mnie jest zawarta w samym filmie - ten murzyn jego pierwszy wydawca powiedział
wprost jak się sprawy miały w tamtych latach tzn. że co do zasady "latynoscy artyści się nie
sprzedawali". Jednym słowem znowu winny biały człowiek.
P.S. Luźne dwie uwagi. W Polsce by się tak nie szwędał z gitarą po ulicach w tamtych latach bo by go zaraz SB spałowało, i bardziej na miejscu byłoby zestawianie go w parze nie z Dylanem, a z Witkiem - Gościem z
Atlantydy.