Spoko gościa, z sądząc po tekstach bogatym życiem wewnętrznym, przedstawiono jako miks Matki Teresy, Lenina,
Szekspira i Sokratesa. Brakowało żeby za jego wstawiennictwem działy się cuda, mycia nóg zwalnianym pracownikom,
lewitacji i rezygnacji z prezesury Microsoftu. Wyjątkowo obleśny materializm i umysłowa bieda wychodzi w tym filmie z
przedstawicieli klas niższych; a z piejącej nad filmem inteligencji pretensjonalność i ckliwość.
Coś jest w Twojej wypowiedzi prawdziwego, podobnie jak coś jest w tym filmie. Pozdrawiam.
Film jest ciekawy, ale niepotrzebnie robią bohatera z ulicznego grajka, który zupełnie przypadkowo zyskał sławę w RPA. Porównania do Dylana to już kompletna kpina.
bohaterem stał się w RPA nieprawdaż?
co więc złego w nakręceniu o tym filmu dokumentalnego?
Twórcy filmu chyba chcieli powiedzieć, że cienka jest granica między zrobieniem kariery a niedocenieniem. Przecież Dylan mógł też nie zaistnieć. A współcześnie zrobiono by film o nieodkrytym talencie, na którym nie poznała się Ameryka. Ba, ktoś mógłby napisać, że z muzycznego grajka robi się niepotrzebnie bohatera.
o Boże, dokładnie. Nie dość, że cały film od początku śmierdział kłamstwem (co umówmy się jest dość dyskwalifikującą cechą, jeśli chodzi o film DOKUMENTALNY), to jeszcze te tanie emocje i odgrywane pseudo-realistycznych scen. Ja się nawet nie zawiodłam na tym filmie, ja się czuje nim obrażona.