Sam lepiej bym tego nie ujął .the Man of Steel to będzie nowy rozdział w życiu big blue, Superman z jajami ;]

Film fajny lecz przegadany i niestety za długi.

Kitty była małym hołdem dla starych Sueprmanów (tak mi się wydaje) - ale faktycznie - jej postać jest zbędna.
Wszechwiedzący Lex ma sens - przecież poznał wszystkie tajemnice fortecy (choć tu jest mały bład - bo Clarkowi z czesci pierwszej zajęło to kilka lat o ile pamiętam)
motyw z kontynentem też mi się nie pododbał - no ale jak inaczej lex mógłby z tym supermenem walczyć? Nie ma żadnych mocy oprócz kryponitu w ręcę. Ogólnie nigdy nie rozumiałem fenomenu tej postaci - Superman mógłby zabić go w każdej dowolnej chwili i byłby z głowy... ale nie czeka aż ten wpadnie na jakiś plan który może go zabić...
Dlatego wole wrogów typu Darkside czy Doomsday.

O co mi jednak chodzi? - ogólnie o to, że po latach przed nowym otwarciem tej historii postanowiłem przypomnieć sobie powyższy film. I tak jak wtedy nie przypadł mi do gustu - uważałaem go włąsnie za nudny i przegadany - tak teraz uważam że wcale nie było tak źle - odszczekuje wszystkie moje wywody które wtedy pisałem - także na tym forum. Teraz oglądało mi się go całkiem przyjemnie - może to dlatego że ostatnio zalewa nas wiele filmów o superbohaterach - cfzasem niestety wątpliwej jakości - myślę że Superman Returns nieźle się przy nich broni :)