Popełniłam wczoraj dwa błędy. Dwa cholerne małe błędy, które same w sobie były zupełnie niegroźne, ale które wspólnie zsumowane walnęły mnie obuchem i chyba na zawsze już będą rzutować na moje życie. Poczułam się prawie zupełnie jak saper z pamiętnego oscarowego „Hurt Lockera”. No, to może nie do końca adekwatne porównanie – ja popełniłam tylko dwa DROBNE błędy. Nie napierdalałam kilkusetkilogramowej bomby młotkiem czy innym łomem w tłumie przerażonych marines i irackich cywilów. Mimo swojego wrodzonego daltonizmu umiem też odróżnić kabelek niebieski od czerwonego.
Zapytacie pewnie, co to były za dwa błędy, które skłoniły mnie do napisania dzisiejszej notki, choć gonię teraz w niedoczasie…
Otóż wybrałam się wczoraj do kina, uzbrojona jedynie w krótką notkę na stronie kinoteki i recenzję na filmwebie, na tajemniczy holendersko-niemiecko-ukraiński film rosyjskiego reżysera „Szczęście ty moje”.
Nie będę wam streszczać fabuły, bo nie ona jest najistotniejsza. Możecie zresztą sami poszukać streszczenia w internecie. Swoją drogą, na marginesie, nie polecam recenzji na filmwebie. Chyba każdy z nas, czytając kiedyś recenzję ulubionej książki lub filmu, miał nieodparte wrażenie, że recenzent nie przeczytał lub nie obejrzał recenzowanego utworu. No, ja w każdym razie, doświadczyłam tego wielokrotnie. Wielokrotnie zastanawiałam się też – jak oni to robią? No jak oni to robią??? Panie Jakubie Socha z filmwebu, jak Pan to robi??? Jak, po obejrzeniu filmu, może Pan twierdzić, że akcja filmu toczy się na Ukrainie???
Siła tego genialnego filmu nie tkwi w prostej fabule. Ot, kierowca ciężarówki jedzie z ładunkiem mąki przez centralną Rosję (okolice Smoleńska chyba). Nie ma tutaj dramatycznych zwrotów akcji, pościgów samochodowych…
To co mnie rzuciło na kolana, to chłodna, paradokumentalna praca kamery i aktorzy (naturszczycy?). I dialogi. Jezu, mam nadzieję, że obraz dzisiejszej Rosji i Rosjan jest karykaturalnie przejaskrawiony. Po raz pierwszy od nie wiem ilu lat, wyszłam zamroczona z kina i poczułam się całkowicie szczęśliwa, że żyję w Polsce, wśród Polaków.
Rosja i Rosjanie w filmie Siergieja Łożnicy są uosobieniem zła po prostu. Każdy, prawie każdy, w tym filmie próbuje skrzywdzić i wykorzystać bliźniego – okraść, pobić, zabić. Często bezinteresownie, dla poczucia się KIMŚ ważnym, od którego COŚ zależy. Każdy próbuje wykorzystać skrawek władzy, jaki przypadkiem ma w ręku. Władzy formalnej (jak milicja) lub nieformalnej, przypadkowej (jak kobieta opiekująca się niepełnosprawnym – wykorzystująca go seksualnie i materialnie).
Film nie daje żadnej nadziei. Rosja i Rosjanie nie umierają; oni już dawno umarli. No i te gęby. Nie proste twarze ciężko pracujących prostych mieszkańców rosyjskiej prowincji. Wykrzywione, zmutowane alkoholizmem bezrefleksyjne mordy otępiałych istnień ludzkich. Wszyscy chleją. No bo jak tu nie chlać w otoczeniu takiej beznadziei, ludzkiej zawiści i wrogości? Wiem, to banalne, ale teraz rozumiem – alkohol jest jednocześnie pierwotnym źródłem problemu wczorajszej i dzisiejszej Rosji ale i jedynym dostępnym dla Rosjan lekarstwem. W tych warunkach po prostu nie można nie pić. Trzeba zamroczyć się – żeby znieczulić się, nie myśleć i przede wszystkim nie pamiętać.
Po wyjściu z kina, po seansie, chciałam jak najszybciej znieczulić się, nie myśleć i przede wszystkim nie pamiętać. Niestety, i to jest drugi błąd jaki wczoraj popełniłam - nic wczoraj nie wypiłam (nie mogę). Nie odchorowałam tego filmu i tkwi on we mnie do dzisiaj jak drzazga w tyłku.
Tak jak wspomniałam na wstępie, popełniłam dwa małe błędy, które na zawsze już będą rzutować na moje życie. Nigdy nie sądziłam, że ja, stara antyklerykałka, kiedykolwiek to powiem – cieszę się, że istnieje coś takiego w Polsce jak Kościół. Kościół - z wszystkimi swoimi nielicznymi zaletami i wieloma wadami. Możemy dyskutować, czy Kościół spełnia dobrze swoją funkcję, czy efektywnie uczy chrześcijan żyć po chrześcijańsku. Ale przynajmniej jest. Daje prostym Polakom, krzywą co prawda moim zdaniem, busolę moralną. Ale przynajmniej daje. Busolę moralną i oparcie. Uczy ich jak żyć. Rosjanie w filmie Łożnicy takiej szansy nie mają.
http://kkk.salon24.pl/361536,jak-zyc
Bardzo ładnie napisane, trochę rozdmuchane, ale chyba przeżyjesz i pożytecznie wykorzystasz drzazgę. Ja też napisałem, ale na więcej skrobać niż mi się ulało, siły nie miałem. Dziewczyna mi się zbiesiła, bo po "Habemus..." (tragedia ale nie antyczna) zatargałem ją na to pustkowie. Powiedziała mi że następne kino muszę zabulić sam, nie ze wspólnych.... I że mogę iść sam, bo ona 3 raz tortur nie przeżyje. Ten las co się w nim wieszają - jak najbardziej na miejscu. Pierw ci powiedzą ojczulku - potem cię zatłuką i jak akurat nie ma zakąski - to cię zjedzą.
I te mordy! Inne niż w "Wojnie i pokoju", prawda? Żaden hollywoodzki casting nie ma szans.
hej, wczoraj się wybrałam do Luny.. nie jestem pewna czy wszystko zrozumiałam, ale chyba nie mam odwagi obejrzeć filmu po raz drugi... chociaż, kto wie, może za świeże wrażenie.
czy macie pomysł, skąd taki tytuł? dlaczego szczęście? odnosi się do filmu, czy też do naszych odczuć tu, gdzie jesteśmy, jak u basiaklika - czyli zadowolenia, że nie żyjemy w tamtym miejscu?
a może właśnie mamy zadawać te pytania:)
Tak jak "dyszym" jest tą ruską odpowiedzią na pytanie "jak żyjecie?" tak sądzę że to "szczęście" to ta cholerna ruska karma, spowita w mgłę z wódy, cytowanie poetów, nic nie niosący słowotok,
to wieczne piętno komunizmu i konieczności "organizowania" wszystkiego (czyt. kradzeniu), każdemu. To szczęście to ten ruski los, w waciaku i papaszce, z teteką i kilkoma nabojami w sianie.
Rąbnięta w lesie sarna, spalone sąsiadowi zbiory, wszechobecna morda policjoniera, który jeśli tylko okradnie to właśnie "szczęście". Bo nie zabije... O kurczę, ale mądrze napisałem... :)
Ale pytanie dobre, sam jak się zastanawiałem, to nie miałem takich wniosków, a jak przyszło komuś opowiedzieć, to inaczej... pozdrawiam
Odpowiedź na pytanie "Skąd taki tytuł" moim zdaniem znajduje się w scenie ze strzelaniną.
Zastrzelił jednego policjanta, potem drugiego. Czekałem aż uwolni trzeciego z kajdanek. A tu taki zwrot akcji. Ktoś mu jego szczęście zaburzył i był gotów na wszystko, żeby je odzyskać, pójść małymi kroczkami bez przeszkód dalej.
Wszystkie inne sceny pokazywały rozmaite inne sposoby na zdobycie szczęścia (małżeństwo, praca, dziecko, rodzina, mafia, pijaństwo, rabunki, prostytucja, wojna itd.) Każdy z nich miał jakiś sposób i jakąś inną definicję Swojego własnego szczęścia, czy drogi (bo to film drogi właściwie) do szczęścia.
Sam zastanawiałem się nad tytułem filmu i twoje uzasadnienie przypadło mi do gustu i bardzo sensowne.
Skąd tytuł. Jest taka piosenka rosyjska http://www.youtube.com/watch?v=SBpBylLoFEc chyba nawet leciała gdzieś w tle. Piosekna jest mniej-więcej na poziomie bohaterów filmu. Mnie, w każdym razie tak się skojarzyło.
nie warto. PIosenka absolutnie bez sensu. Oto początek:
Stoję koło okna
Czekam na coś
Kto powiedział, że wiosna
To tylko pora roku
Kto powiedział, że strumyki
to śnieg, tylko roztopiony
Może twoje ręce
wiosną zostaną bardziej delikatne.
Może mi wystarczy ciepła
Żeby ogrzać twoje spójrzenie kujące
Byłaś słońcem
Czemu zostałaś chmurą
No i refren
Szczęście ty moje, ty moja bieda
Zlituj się nade mną, nie mogę spać
Szczęście ty moje, ty moja bieda
Spójrz przez okno, to wiosna
Fajnie napisane. Dobrze podkreśliłaś, że religia, jaka by nie była, niesie ze sobą wartości moralne. Jeśli spróbujemy wartości moralne uporządkować prawem, bumażkami, może to się skończyć jak pokazuje ten film.
A klimat jest. Tak jak u Tarkowskiego. Nie taki piękny, ale czuć tę niepewność która "tam gdzieś" wisi.
Wcześniej podobny i tak zdegenowany świat można było zobaczyć w filmie rosyjskim Bałabanowa p.t. "Ładunek 200". świat bez żadnych perspektyw z pogardą dla życia. Śmietnik.
no to akurat nie jest wymyślenie prochu, "Ładunek..." jest starszy o kilka oglądań... ruszcie o kilka miejsc swoje aktualne miejsce w pustej sali...Ładunek zabija Czernobylem, "Kak" to killer bezinteresowny. ugh
zawsze można napisać, że coś jest po lub przed. ale co z tym Czarnobylem? Tam mamy stan państwa i ducha narodu podczas trwania kolejnej bezsensownej wojny. Czy coś się od tamtych "kilku oglądań" zmieniło w tym kraju? Jeżeli tak to tylko na gorsze. Bohaterowie "Ładunku" też mieli swoje strefy szczęścia i zostawały one brutalnie, bezsensownie niszczone. Bezinteresownie. Ten kraj tak ma. De Custine już o tym pisał. Chyba, że coś przeoczyłem, bo glębszego sensu działania bohaterów obydwu filmów nie dostrzegam.
"Jezu, mam nadzieję, że obraz dzisiejszej Rosji i Rosjan jest karykaturalnie przejaskrawiony"
chyba żartujesz. przejedź się na rosyjską prowincję i spróbuj przeżyć.
"Nie sądzę aby to było oblicze Rosji(...). Tworzę tragifarsę... Mówię o sytuacjach tragicznych, natomiast pomijam wszystkie inne".
Siergiej Łoźnica.
Może trochę faktów. Statystycznie, średnio dziennie w Polsce zamordowane zostają dwie osoby. W USA 30, W Rosji 80, a jeszcze więcej w Brazylii, która jest wybitnie katolickim krajem, gdzie nigdy nie było takiego terroru i walki z Bogiem, jak w ZSRR. Dlatego na podstawie powyższego przykładu nie zgodzę się z Tobą. Religia nie ma tu nic do rzeczy, tym bardziej, że wg badań, aż 80% obywateli FR, deklaruje, iż wierzy w Boga. Piszesz, że w Polsce Kościół, tak jakby w Rosji nie było Cerkwii Prawosławnej. Jest, odradza się w każdym razie. Oczywiście, nie neguję, że 70 lat komunizmu zrobiło swoje w kwestii duchowości u Naszych wschodnich sąsiadów. Ale mimo wszystko, nie powinniśmy tutaj powoływać się na religię lub jej brak, ani przyznawać jej zasług z tytułu względnie niskiej ilości zabójstw w Polsce. Z historii doskonale wiemy, że Katolicy to tak samo wyrachowani mordercy, jak każda inna grupa religijna na świecie. Zakazy boskie można łamać na lewo i prawo i przynajmniej za życia, nie być za nie wziętym do odpowiedzialności. Tych państwowych zakazów, już tak bezkarnie łamać nie można, a w każdym bądź razie, trzeba się liczyć z tym, że sprawiedliwość nas dosięgnie, że przyjdzie nam za swoje złe czyny jeszcze za życia zapłacić. A zatem to prawo karne, czy raczej instytucje na jego straży stojące, ich zdolność do ścigania, udowadniania winy i wreszcie egzekwowania kary, determinują to, na ile jest ono przestrzegane, bądź też nie. I tu tkwi geneza problemu i owego rozkładu, który w filmie jest pokazany. Ponadto pamiętajmy, o jak wielkim kraju mówimy. Te wioski są pozostawione same sobie w totalnie oddalonych pustkowiach, gdzie naprawdę mało kto zagląda i mało kogo one interesują. Z drugiej zaś strony, ilekroć możemy usłyszeć i niezwykłej gościnności i dobroduszności ludzi wschodu. Czy to z relacji rowerzystów przemierzających ten kraj, czy z przeróżnych wypraw samochodowych, możemy poznać także to dobre oblicze tej zapomnianej części populacji Federacji Rosyjskiej. Czy mamy do czynienia z rozkładem? Nie sądzę. Bardziej bym tu użył terminu kast społecznych, jakie w Rosji niewątpliwie się wytworzyły. 30 mln rosyjskich turystów, odwiedzających każdego roku Egipt, Turcję czy Wyspy Kanaryjskie, to nie jest rozkład społeczny. Kto był w Rosji ten wie, jak jest. Kto interesuje się rosyjskim sportem, ten również wie, że daleko mu do rozkładu... To światowa czołówka. Napiszę Tobie jeszcze więcej na Twoim blogu;-) Przy czasie i nie w nawiasie;-)
Pozdrawiam.