W dobie pięknych rodzimych filmów, w których dialogi składają się głównie z łaciny, i to tej
bardziej rynsztokowej - czy jest taka potrzeba, czy jej nie ma - tłumaczenie soczystych
rosyjskich przekleństw jako "kurczę"' w momentach, kiedy NALEŻY użyć dosłowności, a jej
nieużycie ZABIJA sens i klimat filmu, jest zbrodnią na reżyserze. To co? W polskiej
kinematografii można rzucać ch., i k., a w rosyjskiej już nie?
Film, owszem, mocny, ale - uważam - prawdziwy. Nie zachęca do wycieczek
krajoznawczych w głąb Rosji, ale przecież nie każdy film musi być laurką i turystyczną
pocztówką. Piękna przyroda, pokazana we wszystkich porach roku, nie oznacza, że
zamieszkują ten teren piękni ludzie. Pytanie, czy brzydkich i zdegenerowanych zrobiła z nich
bieda, czy może życie pod presją władzy - dowolnej, ale wszechmocnej. Wojskowy, czy
milicjant, 70-50-30 lat temu, czy obecnie, jest tak samo zepsuty poczuciem władzy nad
maluczkimi, a maluczcy tak samo żyją w strachu. Tam się nic nie zmienia.
Uważam, że film obowiązkowy dla miłośników Rosji i chętnych do podróży na wschód. Żeby
nie mówili, że ich nie ostrzegano...