kolejny film, który zwykłemu zjadaczowi popcornu po 15 minutach obrzydnie a po pół godzinie go zemdli. Dla fanów filmów "życiowych" to kolejna opowieść o ludziach, których kolorem przewodnim bytu nie bywa wyłaszczony róż :). Takie kino trzeba lubić by go obejrzeć i docenić. A na wschodzie trzeba bywać by uwierzyć w niektóre sytuacje ;)
pozdrawiam
Popcornu unikam jak ognia i nie chadzam do przybytków otulonych jego ciepłym aromatem, a jednak film zdołał mi obrzydnąć - ze zniecierpliwienia chyba.
Według mnie, film w większości składa się ze scen, z których nic nie wynika, a większości fabuły trzeba się mocno domyślać, żeby nie powiedzieć, że konieczne jest symultaniczne pogrążenie się w krainie wyobraźni i stworzenie sobie historii na własny użytek - w głowie.
Owszem, jest to kino trudne, ale ciągle dla widza, a nie dla twórców przeznaczone. Dlaczego więc katuje się mnie nudą potworną tak, że przyćmiewa straszną dezorientację?
Znów, powiedzieć można, że to kino ambitne, ale jakoś ciągle miałam wrażenie, że oglądam etiudę i nic, ani jeden element języka filmowego nie próbował nawet przekonać, że warto wytrwać... Zdjęcia, muzyka, montaż, cokolwiek? Gdzie to się podziało? Fatalna narracja pozostaje bezbronna wobec zniecierpliwionych posapywań na sali.
Wszystko to sprawia właśnie, że straszna prawda, którą ktoś nam "opowiadał" nie dotarła albo wywołała na twarzy uśmiech kpiący.
Usłyszałam kiedyś, że "Szczęście" jest rosyjskim "Domem złym" i przepełniona nadzieją na równie smaczny, choć wyjątkowo ciężko strawny kawałek sztuki, poszłam do kina... Zawiodłam się ciężej niż przypuszczałam siadając na sali.
Szkoda, bo mogło być dobrze.
Pozdrawiam również
"a większości fabuły trzeba się mocno domyślać"
rozumiem, że wolisz wszystko na tacy. ten film nie jest dla idiotów
Poczułam się nazwana idiotą, jednak przypuszczam, że nie taka była intencja.
Czy widziałeś może lub widziałaś Spragnionych miłości? Rzymską rapsodię albo choćby rosyjski Powrót? Tam też się trzeba sporo "domyślać", ale oglądając te filmy, mam cudowne wrażenie bohaterów, ich życia i ich historii urastających we mnie do całych personaliów - bo naprawdę mam okazję ich poznać - no cóż, WYNIKA to filmu.
Może faktycznie nie znam się na kinie, ale dla mnie film to coś więcej niż pomysł na historię i szkic - ruchomy storyboard.
whatever. to nie kwestia znawstwa, ale przywyknięcia odmiennego rodzaju narracji i środków formalnych. na pewno bardziej autentyczne, choć nie jest to dogma:)
> dla mnie film to coś więcej niż pomysł na historię i szkic - ruchomy storyboard.
Dokładnie, dla mnie też. Dlatego dziwię się, że wydał Ci się nudny. Mnie wciągnął na tyle, że w tym "wolnym czasie" miałem czas na analizę sytuacji i pozbieranie całości tak, żeby układanka się ułożyła.
> Zdjęcia, muzyka, montaż, cokolwiek?
W dobrym filmie te rzeczy powinny być na drugim tle. Więc nie było chyba aż tak źle :)
Co do długości trwania, to rzeczywiście, pomalutku szło. Ale po ostatniej scenie miałem wrażenie: co? już koniec? to połowa dopiero, nie?