Nie do wiary, aż tylu debili tu jest? Jeszcze kilka miesięcy i spadnie poniżej 7? Przecież to jest
śmieszne.
Dokładnie też jak zobaczyłem tę średnią, to delikatnie mówiąc byłem zdziwiony. Przecież to klasyka gatunku i film kultowy w jednym!
To jakaś masakra jest jeden z najgenialniejszych filmów jakich powstał ocenia 7.1 debil debila debilem pogania tyle w tym temacie
I po co to? jeden z najlepszych filmów, prekursor nowego kina 7,1! Tym bardziej, że film się nie starzeje.
Jaja sobie robicie? Rozumiem że można być fanem ale zaraz pójdzie wam żyła na skroni.
Okej, film jest jakoś tam ważny dla kultury, kultowy itd ale sam w sobie z perspektywy czasu jest raczej średnim obrazem i pod względem realizatorskim, i jeśli chodzi o heh... historię. (rekin ludojad terroryzuje oceanarium i pobliską plażę - proszę! xD ) Wpłynął w jakimś stopniu na późniejsze kino, miał nieźle zbudowany klimat, w dzieciństwie można się tego nawet było bać ale dzisiaj oglądając ten film można się co najwyżej uśmiechnąć.
Każdy film ma swoja epokę - bywa że jest jej produktem, bywa że ja kształtuje, bywa że jest ponadczasowy ale bywa i tak że po jakimś czasie staje się bądź to niezrozumiały, bądź po prostu kuriozalny w odbiorze. Jakby go obedrzeć z całej tej kultowości i całego przyrośniętego doń kontekstu to dzisiaj byłby tylko jednym z wielu słabych horrorów klasy B. Zdjęcia spod wody i groźna muzyka nie wystarcza - to mogło robić wrażenie 3 dekady temu. Dzisiaj sam wątek, efekty a nawet dramaturgia na czele z gumowym rekinem, po prostu śmieszą.
Gdyby "Szczęki" robiły jakieś kolosalne wrażenie pod względem formy czy realizacji to można by ich bronić jako kamień milowy kinematografii ale poza paroma chwytami charakterystycznymi dla tego okresu tak naprawdę nic - poza sentymentem - nie wnosi. Jest jedną z wielu popkulturowych kliszy. Dlatego 7 to nie jest jakaś specjalnie niska ocena. Nawet gdy uwzględni się całą otoczkę.
ale nie chce żeby ktoś czytając tą wypowiedź zarzucił mi że jakoś deprecjonuje ten film. Okej - jest swego rodzaju fenomenem - zgoda, ale sam w sobie nie urywa pupy 40 lat po premierze. I nie chodzi mi o brak cyfrowych efektów specjalnych tylko o fakt że jest to po prostu horror o wielkim rekinie. Ma klimat, pod pewnymi względami był nowatorski i z tego względu zapisał się jakoś w historii ale z samego tego powodu ciężko uznać że "wielkim arcydziełem jest". Ktoś kto nie przeczytał z wypiekami na twarzy V tomów historii kina i po prostu go obejrzy, zobaczy stary klimatyczny horror do którego później jakoś tam się odwoływano czy jakoś się na nim wzorowano ale film sam w sobie raczej nie rzuci go na kolana.
Co Ty za dziwne rzeczy opowiadasz? Oczywiście że film rzuca na kolana do dzisiaj. Według mnie w ogóle się nie zestarzał. Jeżeli Tobie nie podchodzi to ok, ale nie próbuj dorabiać do tego teorii.
Proponowałbym jeszcze obniżyć oceny takim filmom jak "Światła wielkiego miasta" czy "Metropolis" bo też się "zestarzały".
"Gdyby "Szczęki" robiły jakieś kolosalne wrażenie pod względem formy czy realizacji to można by ich bronić jako kamień milowy kinematografii" Oczywiście że jest to kamień milowy dla kinematografii. Żeby nie było że to tylko moja opinia, podrzucam link do listy AFI 100 najlepszych filmów w historii kina:
http://www.filmweb.pl/awards/Ameryka%C5%84ski+Instytut+Filmowy/2007
Szczęki zajmują 56 miejsce i jest to najwyżej sklasyfikowany horror. Zresztą i tak jest to stosunkowo niska pozycja. W bardzo wielu prestiżowych rankingach ten film jest w pierwszej 10. Proponuje Ci poszukać recenzji Szczęk napisanej przez jakiegoś poważnego krytyka, która nie jest entuzjastyczna. Nie pozytywna, a właśnie entuzjastyczna. Jeżeli ktoś nie dostrzega wielkości tego filmu to już jest jego problem.
No i żeby nie było - mam gdzieś jaką ocenę ma ten film.
Ano owszem i zgodnie z ta logiką i wewnątrz tej samej argumentacji - film może podobać się Tobie ale też nie ma sensu dorabiać do tego teorii.
Nigdzie nie napisałem że się "zestarzał", jedyne co mu zarzucam to fakt, że sam w sobie - wyrwany z całej tej historycznej otoczki - nie robi jakoś specjalnie wrażenia. Na mnie - bo widzę że chyba trzeba to uściślić.
Lista AFI 100 najlepszych filmów w historii kina niespecjalnie mnie obchodzi i myślę, że niewiele znaczy w kontekście tego, czy film zrobił na mnie wrażenie, czy nie. Na mnie konkretnie - nie na krytykach.
A może wg Ciebie, mam ze względu na konformizm albo strach przed tym że mogę być przez kogoś uznany za ignoranta, udawać, że horror o wielkiej rybie powalił mnie na kolana? Nie sądzę.
To dobry warsztatowo, klimatyczny i - okej - ważny dla kina obraz ale nic poza tym. Równie dobrze musiałbym walić samymi 10-tkami w inne klasyki, tylko dlatego że są klasykami. Jest zresztą masa marnych filmów uznanych za wybitne tylko dlatego, że trafiły na podatny grunt a dzisiaj co najwyżej śmieszą albo budzą niezrozumienie. Dla mnie "Szczęki" się do nich akurat nie zaliczają ale też mnie nie zachwyciły,. Mogę oceniać ten film oczami krytyków i historyków kina ale mogę też uznać że ocena jest czymś subiektywnym (no patrz Pan!) i nie przypawężać się do atlasów kinematografii, kiedy po seansie wystawiam gwiazdki. (Głównie dla siebie tak btw.).
Zresztą pisałem o tym w powyższym poście więc może przed następną tyrada wczytasz się odrobinę?
I nie - nie uważam żeby niedocenianie "Szczęk" było problemem. Ani dla mnie, ani w ogóle.
A jak na kogoś, kto gdzieś ma ocenę, sporo miejsca - w tym poście i w innych - poświęcasz na ewangelizowanie niewiernych widzów. ;>
Chyba nie do końca mnie zrozumiałeś. Przecież ja to pisałem w kontrze do Twojego posta. Absolutnie nie bronie Ci mieć swojego zdania. Tylko że Ty próbowałeś to przedstawiać w formie obiektywnej (a przynajmniej takie miałem wrażenie). Dlatego pokazałem że dla mnie fakty wyglądają inaczej. Że jest to tylko Twoja opinia i nie powinieneś pisać o osobach uważających ten film za genialny "jaja sobie robicie".
Jeżeli prześledzisz moje posty to zauważysz że nigdzie nie narzucam swojej opinii. Występowałem niekiedy wręcz jako obrońca osób krytykujących Szczęki. Właśnie dlatego, że dla mnie prawie wszystko w sztuce jest subiektywne. I właśnie takie są jej oceny. Możesz mi nie wierzyć ale ja naprawdę nie zwracam uwagi na oceny filmów. Nigdy mnie to nie interesowało (no dobrze, interesowało mnie na początku mojego korzystania z filmwebu). Dla mnie profil na fw ma kompletnie inne funkcje.
Mógłbyś mi przytoczyć przykład mojego ewangelizowania? Nie przypominam sobie. Oczywiście nie przeczę, że niekiedy mogły mi puścić nerwy ale jeżeli tak rzeczywiście było to poproszę o przykład.
Jeśli chodzi o "ewangelizowanie" to chodziło mi o zapał z jakim piszesz o tym filmie i dość jednak mocno zaznaczony emocjonalny ładunek. Wcześniej, zanim Ci odpisałem, sprawdziłem Twoje inne wpisy pod tym tematem i teraz, kiedy wymieniliśmy te kilka postów, muszę przyznać, że jednak mimo tego, kultura dyskusji, i jej poziom naprawdę mnie zaskakują, bo od jakiegoś czasu na tym portalu coraz trudniej pogadać na poziomie.
Jeśli chodzi o oceny to również nie przywiązuje do nich jakiejś straszliwej wagi choć bywa że są pomocne. I podobnie jak Tobie, mi profil też bardziej służy pewnemu porządkowaniu tego, co widziałem i tego, co chcę zobaczyć.
Może faktycznie wszedłem w ta dyskusję nieco "z drzwiami" zwłaszcza, że sam film widziałem już chwilę temu a faktycznie to jest jednak kanon kina. Dlatego teraz bardziej ważyłbym słowa.
Jednak w dalszym ciągu - nawet kiedy biorę poprawkę na wszystkie dodatkowe okoliczności, to "Szczeki" mnie jakoś nadal nie rzucają na kolana. Specjalnie nawet wczoraj przeglądałem fragmenty tego filmu i zakończenie (mówię o scenie finałowej) Scena na łódce trochę mnie jednak rozbawiła. I nie chodzi o dość zabawnie wyglądającego rekina i o to, że po owych 70 minutach suspensu, gdy szczeki ludojada są wreszcie widoczne, to nie napawają bynajmniej grozą. Chodzi bardziej o fakt, że budowana przez cały film dramaturgia nieco się sypie. To strzelanie w butle z masztu, dźganie harpunem... - ja wiem, ząb czasu dotyka każde dzieło ale nawet biorąc na to poprawkę, trudno mi jakoś się tym fragmentem zachwycać z dzielniejszej perspektywy. No chyba że przez sentyment ale jeśli chodzi o "Szczęki" akurat go nie mam.
Ten zapał to chyba taki przypadek. Akurat w kilku tematach uznałem że warto coś wtrącić. Niekiedy chciałem rzucić jedno zdanie, ktoś mi rzucał wiązankę i dałem się sprowokować. Stąd też się chyba brał ten ładunek emocjonalny, niekiedy dawałem się sprowokować. Jenak raczej nigdy eskalacja nie wychodzi ode mnie.
Atmosfera grozy to strasznie indywidualna sprawa. Dla mnie mistrzem atmosfery grozy jest Omen ale również i w tym przypadku spotykałem się z zarzutami, że film jest śmieszny. Sama dramaturgia dla mnie w Szczękach jest budowana rewelacyjnie. I bardzo podoba mi się ta ostatnia scena. No ale dobrze wiem jak bardzo indywidualny jest odbiór sztuki. Często są to wręcz podświadome bodźce. Nic z tym nie zrobimy. Mi resztą ta różnorodność ludzka się podoba.
Mi również - przyznaję że ta rozmowa nieco skorygowała moje podejście do tego filmu (bo sam odbiór pozostał bez większych zmian) i sama w sobie była interesująca. Bardzo miła odmiana na tym portalu. Sam przyznam że też może nieco nonszalancko wszedłem w ten temat i tym bardziej dzięki za dyskusje na poziomie. Pozdrawiam!
Najpierw uważnie obejrzyj dany film albo sprawdź, czy piszesz na temat właściwego. "rekin ludojad terroryzuje oceanarium"- w "Szczękach" S Spielberga z 1975 roku nie ma nawet wzmianki o oceanarium. Więc albo skończ bredzić, albo napisz, że chodzi ci o dziadowską trzecią część. Jednak wtedy lepiej byłoby, gdybyś swoje wypociny zamieścił pod filmem "Szczęki 3-D", a nie tutaj.
Zakładam jednak, żeś się nie pomylił. Więc...
Czepiasz się historii przedstawionej w arcydziele Spielberga? Tak samo:
-"Ptaki"- nadmorskie ptactwo terroryzuje małe miasteczko- proszę! xD
-"Alien"- zabójczy kosmita terroryzuje załogę jakiegoś statku kosmicznego - proszę! xD
-"Omen"- mały dzieciak terroryzuje swoją rodzinkę- proszę! xD
-"Lśnienie"- niespełniony pisarzyna terroryzuje swoją rodzinkę, bo jego umysł sterroryzował nawiedzony hotel- proszę! xD
Fabułę każdego klasyka można zinfantylizować ja zrobiłeś to ty- wystarczy tylko być ignorantem.
"sam w sobie z perspektywy czasu jest raczej średnim obrazem i pod względem realizatorskim"- zaraz, zaraz- mówisz o jednym z najlepiej zmontowanych filmów w historii? Mówisz o filmie, po którym Spielberga okrzyknięto geniuszem? Mówisz o filmie, którego seans niektórzy przepłacali stanem przedzawałowym? Okej...
"Dzisiaj sam wątek, efekty a nawet dramaturgia na czele z gumowym rekinem, po prostu śmieszą."
Wątek? Fabuła oparta na bestsellerze Petera Benchley'a , który to pomysł na swą powieść zaczerpnął z prawdziwej historii z 1916 roku? No tak, śmieszne jak diabli.
Dramaturgia? Efekty specjalne śmieszą? Efekty mogłyby śmieszyć, gdyby Steven wrzucał animatronicznego rekina do co drugiej sceny- na szczęście Spielberg to jeden z najlepszych reżyserów w historii - wpadł na pomysł pokazania pyska rekina w całej okazałości dopiero w bodajże 70 minucie filmu.
Oczywiście, istnieje prawdopodobieństwo, że zwyczajnie pomyliłeś fora, chciałeś napisać, co myślisz o produkcji z 1983 roku, przez przypadek wkleiłeś komentarz gdzie indziej- zdarza się. Wtedy zarzuty o kulejącej dramaturgii, gumowym rekinie itp będą jak najbardziej prawdziwe. Bo tutaj to niestety są NIE-NA-MIEJSCU.
Jeśli chodzi o oceanarium to przyznaje się do błędu - "Szczęki" oglądałem już jakiś czas temu i widać sama fabuła lekko mi się zatarła - nie zmienia to jednak faktu, że za ogólne wrażenie jakie mam po tym filmie, daje mu 7. Jak dla mnie nie jest to mało - oceniając wziąłem pod uwagę że film ma swoje "zasługi", powstał już jakiś czas temu i pod wieloma względami jest naprawdę dobry. Nie oszołomił mnie jednak - jak pisałem - sam w sobie, więc gdybym dał mu 8 albo 9 robiłbym to wbrew sobie. 10 to już w ogóle kosmos.
Zdaję sobie sprawę że masz bardzo osobisty stosunek do tego filmu ale taki poziom egzaltacji w komentarzu jest trochę zabawny ( a propos infantylizowania) dlatego proponowałbym odrobinę dystansu.
Filmy, które wymieniłeś to kompletnie inna historia - owszem każda fabułę da się strywializować ale z wymienionymi przez Ciebie tytułami idzie to dużo oporniej niż ze "Szczękami", gdzie protagonista rozsadza rekina butlą z powietrzem a samo polowanie na rekina ma dramaturgie godną greckiej tragedii. Nie trzeba wiele żeby brzmiało to komicznie. Okej wiele horrorów/thrillerów ma naiwna fabułę ale jest różnica między grozą pustego domu i patrzeniem na postępujące szaleństwo męża a grozą, którą niesie ze sobą krwiożercza ryba - tutaj Ty popłynąłeś z lekka w retoryce. To że Spielbergowi udało się tak zbudować klimat że pokazana historia jest naprawdę przerażająca zasługuje na oklaski ale nie porównuj fabuły "Szczęk" do "Obcego", czy "Lśnienia" bo to zakrawa na kpinę. Sama historia w "Szczekach" nie jest ani wielopłaszczyznowa ani głęboka - jedyne za co można faktycznie wznosić ochy i achy na tym filmem to warsztat i otoczka historyczna.
Spielberg nie był pierwszym, kto odkrył, że to, co niewidoczne jest znacznie bardziej przerażające, niż najbardziej perwersyjne szokowanie obrazem. Zresztą nie jestem jakimś jego wielkim fanem. Jest cała MASA o niebo lepszych reżyserów, którzy nie mają aż takiej renomy, bo nie nakręcili podobnie kasowych blockbusterów. Pewna atencja producentów względem jego osoby, łączy się bardziej z ich oczekiwaniem dobrej stopy zwrotu, niż docenienie walorów artystycznych jego produkcji. Wiadomo, że jego filmy to kawał kina ale myślę że jest przeceniony. Mocno. Dawno nie zrobił naprawdę dobrego filmu. A mówiąc "dobry" nie mam na myśli wyniku finansowego.
cieszę się, że potrafisz przyznać się do błędu- to rzadkie zjawisko u osób, które zarzucają filmom WIELKIM i ponadczasowym przewinienia tak istotne, iż należy im obniżać oceny- zauważ, że po raz pierwszy wspomniałem tutaj o twojej ocenie filmu, gdyż to, czy obok twojego nicka znajdzie się dziesiątka, siódemka czy też pospolita jedynka, nie ma tu znaczenia- interesują mnie tylko i wyłącznie twoje argumenty, a że były one.... co tu dużo mówić- żałosne, to postanowiłem się do twojej wypowiedzi odnieść.
"nie porównuj fabuły "Szczęk" do "Obcego", czy "Lśnienia" bo to zakrawa na kpinę"- pewnie, z "Lśnieniem" to prowokowałem już, ale Obcy? Przecież zarys fabuły jest tam tak samo pretekstowy jak w "Szczękach"- jest niebezpieczeństwo, są osoby, które muszą się z nim zmierzyć. ZERO filozofii. Teraz pozwól, że odniosę się do twego zdania, ale w kontekście właśnie Alienka, nie "Szczęk":
"Nie trzeba wiele żeby brzmiało to komicznie."- w dziele Scotta komiczna jest np. postawa bohaterów na koniec (chodzi o scenę śmierci Murzyna i dziewczynki z "Ptaków"), do tego w jego- uważanej przez wielu za najlepszą z serii- kontynuacji także mamy babole w postaci niesłychanej siły Ripley w finale, kiedy to potrafi utrzymać na jednej ręce siebie, dźwig i Królową Obcych :D
ale koniec końców, cieszę się, że jednak przyznałeś mi rację zdaniem: "Spielbergowi udało się tak zbudować klimat że pokazana historia jest naprawdę przerażająca zasługuje na oklaski" ;)
Bo rzeczywiście, Spielbergowi za to arcydzieło należą się owacje na stojąco!
W TYM POŚCIE MOCNO SPOJLERUJE ("Szczęki", "Obcy", "Obcy decydujące starcie")
Nic nie zaniżałem - dla mnie 7 to względnie wysoka ocena a więcej nie dałem bo film jakoś szczególnie nie rzucił mnie na kolana - nie mogę oceniać go wbrew sobie dlatego że jest kultowy czy że zalicza się do kanonu kina. Część moich argumentów faktycznie była nietrafiona i faktycznie moje spojrzenie na "Szczęki" nieco się zmieniło pod wpływem tej dyskusji co nie zmienia faktu że film dalej nie urywa mi tyłka bo nie o retorykę tu chodzi ale o subiektywne odczucia. W dalszym ciągu uważam jednak że o ile cała otoczka (wkład w historię kina, na owe czasy sporo nowatorskich rozwiązań, jednak dość powszechne uznanie ich "kultowości") dotycząca "Szczek" plasuje je znacznie wyżej niż przeciętny horror. Sama historia jest dość banalna. Forma nie, warsztat nie ale generalnie - jeśli chodzi o >moje< odczucia dotyczące >samego< są takie że dałem mu 7. 8 dałbym filmowi który jest dobry i mi się bardzo spodobał a 9 takiemu który trwale zmechacił mi synapsy. 10 to jest wyższy poziom dla paru procent tego co widziałem. Więc wierz mi - doceniłem "Szczęki". W samej dyskusji może za bardzo je zdeprecjonowałem - ale też widziałem je już jakiś czas temu i to co mi po nich zostało to głownie jakiś ślad emocjonalny - który w tym przypadku był nikły. Faktycznie teraz na rzecz spojrzałem nieco obiektywniej i w paru fragmentach przyznaje Tobie i MishyPl rację.
Co do "Obcego" to jednak historia (i nie tylko) jest znacznie lepsza niż w "Szczekach" - i oczywiście można ją trywializować, i w sferze werbalnej nawet dopiąć swego, jeśli chodzi o zakwestionowanie tego faktu, ale serio - porównaj tak uczciwie te dwa filmy.
Jeśli chodzi o scenę z murzynem to nie bardzo wiem, co w postawie bohaterów jest komicznego? Zresztą wyszukiwanie pojedynczych przypadków jakichś nieścisłości (zwłaszcza w horrorach i sci-fi) po to, by udowodnić że (no właśnie że co? Że są mało realistyczne?) coś z nimi nie gra, jest trochę bezsensowne.
Jeśli chodzi o drugą część "Obcego" (Camerona tak btw ;> ) to myślę, że jak na film z tego gatunku i tak jest dość spójny, i - w realiach swojego gatunku - logiczny. Tej sceny z ręka nie kojarzę ale w finale, ona tam była w takim robocie - dźwigu więc zasadniczo to nie ona wykazywała się siła Herkulesa, tylko wspomagana hydraulicznie maszyna. Swoja drogą - absolutnie uwielbiam finałową scenę, która pokazuje do czego zdolne są dwie walczące o potomstwo samice...
Jeśli chodzi o (nieco wyjęte z kontekstu) zdanie: "Spielbergowi udało się tak zbudować klimat że pokazana historia jest naprawdę przerażająca zasługuje na oklaski" - poniekąd faktycznie przyznaje Ci rację, bo wcześniej ten fakt nie był tak zaakcentowany w mojej świadomości. Co nie zmienia faktu, że kontekst jest taki, że owe oklaski należą się mu za podniesienie o kilka klas filmu, którego wątki to jest jednak dzisiejsze kino klasy B.
Ale jak pisałem - w pewnych kwestiach przyznaje Ci rację.
Porównałem uczciwie te dwa filmy już dawno temu. Po to właśnie podałem przykład Alienka. Dlaczego niby historia jest "znacznie lepsza" w "Obcym" niż w "Szczękach"? W poprzednim poście wyraźnie napisałem, że jest tak samo trywialna w obu przypadkach, a ty po raz kolejny przeczysz temu, nie podając przy tym ani jednego argumentu. Ja rozumiem, że to twoja osobista opinia (bo to żaden fakt, mimo iż piszesz o tym w takim właśnie tonie), ale mógłbyś jednak uzasadnić. Tylko błagam, nie pisz o tym, że zły android, że demoniczna firma (której znaczenie rozwinie się w kolejnych częściach), że akcja rozgrywająca się hen hen w kosmosie wpływają na głębię opowieści, lub, jak to nazwałeś- na to, że historia jest "znacznie lepsza".
Zachowanie Murzyna w końcówce filmu Scotta jest zwykle podawane jako jeden z przykładów niewielkich (ale jednak) rys w tej genialnej produkcji- niektórzy uważają, iż było to po prostu głupie- rzucać się na Obcego z gołymi łapskami, zamiast upiec go miotaczem ognia. Oczywiście, dla mnie to nie wada, mógłbym jednak powyższą scenę uznać za komiczną właśnie, tym bardziej, iż ty wspominasz o "Szczękach", jako o filmie, w którym "protagonista rozsadza rekina butlą z powietrzem a samo polowanie na rekina ma dramaturgie godną greckiej tragedii".
Co do Camerona- wyraźnie napisałem, że odnoszę się do kontynuacji filmu Scotta, nigdzie nie dałem do zrozumienia, iż uważam drugą cześć za film Scotta. Cieszę się, że zachowujesz czujność, z drugiej jednak strony podkreślam, iż Ripley w finale trzyma się jedną ręką drabinki, jej nogi trzyma się Królowa, zaczepiona dodatkowo o właśnie ten nieszczęsny dźwig. Jakaż w sumie mogła być waga? Tona? Półtorej? Wszystko to utrzymuje właśnie dzielna Ellen. czy aby na pewno jest to bardziej spójne i logiczne od zagrożenia, które stwarza krwiożercza ryba? Śmiem wątpić, a przypomnijmy po raz kolejny, że sytuacja przedstawiona w "Szczękach" aż tak nieprawdopodobna nie jest.
Sceny z drabinką szczerze mówiąc nie pamiętam - jak faktycznie tak to wyglądało to rzeczywiście śmieszne ale takie wpadki się zdarzają. Co do murzyna to może i głupie ale w stresie ludzie robią bardziej idiotyczne rzeczy. Poza tym to są drobne błędy które totalnie się nie liczą jeśli spojrzeć na te filmy w kontekście tego czym są jako całość.
Historia w Obcych jest ciekawa z wielu względów. Masz protagonistkę, która pod wpływem sytuacji musi nagle znaleźć w sobie silę by przeciwstawić się niebezpieczeństwu którym jest zarówno Obcy, jak i złowrogi otaczający człowieka kosmos. Sam Alien (podobnie jak rekin - pod tym względem te dwa filmy faktycznie są podobne ale w tej konwencji jest to jak najbardziej normalne) reprezentuje archetypalnie zakorzeniony w ludziach strach przed tym co dzikie, zwierzęce, niszczycielskie, niepoznane (XENOmorf) Plus człowiek jako delikatna drobinka - pyłek we wszechświecie; delikatne, ciepłe, miękkie, rozedrgane ciałko. Ripley natomiast, była chyba pierwszą żeńską bohaterka tego typu - co ciekawe - w scenariuszu zaprojektowana została pierwotnie jako mężczyzna, i dopiero później zmieniono ten zamysł, aby zaskoczyć widzów przyzwyczajonych do starych konwencji. Ten zabieg dodatkowo uwidocznił jak człowiek może być słaby, bezsilny i delikatny. Masz świetnie ale powściągliwie pokazane relacje w grupie. Sama akcja dość stopniowo przenosi się na Ripley jako główną bohaterkę, która w zaskakujący sposób okazuje się najsilniejsza. Z tym że amerykański schemat: "od zera do bohatera" jest pokazany jak dla mnie dość przekonująco i wiarygodnie. Plus sama postać Xenomorfa - powstającego w człowieku, przyjmującego jego cechy - zła absolutnego, które nagle i bardzo brutalnie wyrywa się z niego również jest dość symboliczne. Gdyby Jung żył w czasie premiery byłby zapewne fanem obrazu Scotta.
W drugiej części natomiast - w ramach innej nieco konwencji można obserwować przemiany jakie nastąpiły w głównej bohaterce, film pyta o to czym może być odpowiedzialność za kogoś, czym jest kobiecość (w biologicznym 'samiczym' sensie), macierzyństwo - może brzmi to śmiesznie ale jest parę scen, które sprawiają, że widz zastanawia się nad żywiołem jakim jest natura przejawiająca się w ludzkich instynktach. Widzisz jak zdolność do poświęcenia zaczyna górować nad instynktem samozachowawczym, myślisz o tym jak cienka granica dzieli odwagę i szaleństwo. Dla mnie Dwójka to majstersztyk pod wieloma względami ale mimo, że akcja mniej przypomina survival horror/thriller tylko właśnie bardziej action thriller z dużym na ową akcje naciskiem, to w dalszym ciągu jest w tej historii jakaś głębia. Może nie jest to kino egzystencjalne ale myślę że daje okazję do jakichś przemyśleń.
Gorzej rzecz ma się ze "Szczekami" - nie trzeba wiele złej woli żeby strywializować ich fabułę i myślę, że można to zrobić znacznie łatwiej niż w przypadku "Obcych". Jest strażnik (ratownik?) na plaży, gdzie kobietę zjada rekin, jest konflikt z lokalnym politykiem, beznamiętny tłum który pójdzie się kąpać w morzu niezależnie od sytuacji, są chciwi łowcy, ostatni sprawiedliwy i finał z łódką. Sory no usilnie się staram ale jakiejś straszliwej głębi w tym nie widzę. Poza rekinem jako ucieleśnieniem ludzkiego strachu - no ale w jakim horrorze tego nie ma? Nie jest to zarzut - horror nie musi być głęboki ale skoro już pytasz w czym "Obcy" jest lepszy od "Szczęk" - to proszę bardzo. Obcy 1 i 2 to niegłupie, znakomicie zrealizowane i poza dreszczem i rozrywką dające nieco do myślenia horrory a "Szczęki" to świetnie zrealizowane, wzniesione na piedestał (jak chcą niektórzy "arcydzieło kinematografii") kino klasy B, które swego czasu potrafiło przerazić, wniosło coś do historii filmu i z miejsca stało się kultowe. Ale to dalej film o krwiożerczej rybie i bohaterskim ratowniku. Przyznaje że za bardzo na początku zdeprecjonowałem ten film i że powinienem widzieć szerszy kontekst tego czym ten film mógł być a co zrobił z niego Spielberg. A także to czym na przestrzeni lat sie stał i co dał kinematografii. Okej - w tym przyznaje Ci rację ale nie udowadniaj że sama historia jest jakaś nad wyraz dobra, deprecjonując przy okazji fabułę innych klasyków bo to trochę naiwne. Zgoda - forma i warsztat są znakomite ale sama treść... Nie przesadzajmy!
była kiedyś taka bajka - serial animowany: "Kot Ik" ("Eek! Stravaganza - Eek! The Cat") gdzie niektóre odcinki były parodiami WIELKICH filmów - jak dla mnie najzgrabniej wyszły właśnie "Szczęki", dlatego, że najmniej widoczne tam było takie dziecięco-parodystyczne przerysowanie. Dlatego że sama historia jest też dość prosta. Świetnie przedstawiona ale prosta.
Dokonałeś naprawdę fascynującej analizy Alienka (zupełnie zresztą niepotrzebnej, bo to nie to forum), by nagle napisać, iż fabułę "Szczęk" można strywializować. Mało tego, robisz to z premedytacją, jakby na upartego wypisując poboczne motywy w formie kilkuwyrazowych ogólników. Zupełnie pomijasz w tym aspekcie coś, co w tej historii (tak-HISTORII, bo mimo tego, że cały czas się przed tym tak straszliwie bronisz, film Spielberga ma fabułę nie gorszą od Alienka.) jest najważniejsze- POSTACI. W zasadzie jedna postać- Quint.
Możesz mówić, że jest to film tylko o jakimś tam ratowniku (czekaj, chodzi ci o to, że główny bohater ratuje? To tak samo ja napiszę, że Ellen Ripley jest śpiochem, bo przecież w filmie budzi się z hibernacji... Rany, głównym bohaterem jest POLICJANT, żaden ratownik.), pewnie dodasz jeszcze, że postać grana przez Richarda Dreyfussa jest jakąś jednowymiarową kalką. Uprzesz się, możesz spłycać. Jednak o bohaterze granym przez FE-NO-ME-NAL-NE-GO Roberta Shaw po prostu nie da rady napisać jakiejkolwiek negatywnej opinii, chyba że się jest jawnym ignorantem.
Jego Quinta poznajemy jako dosyć ekscentrycznego starego łowcę rekinów, który ma gdzieś panikę w mieście- chodzi mu tylko o łatwy zarobek. Ma gdzieś jakiekolwiek autorytety, w filmie znajdujemy wzmianki o tym, że jest skonfliktowany z prawie każdym mieszkańcem wyspy- zresztą widać to w scenach z jego udziałem. Interesuje go tylko polowanie na rekiny, o czym świadczą dziesiątki (!) "trofeów"- trzeba przyznać, w swoim fachu jest mistrzem. Ten facet, wynajęty przez głównego bohatera, przez połowę filmu musi użerać się z jakimś bogatym dzieciakiem, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy (podobno na planie Shaw z Dreyfussem się nie znosili, co tylko pomogło w wytworzeniu idealnej wręcz chemii między ich bohaterami), na dodatek ryba, na którą ma zapolować, okazuje się zupełnie inna, niż rekiny, które on zna (jest to zresztą argument przemawiający za tym, że "Szczęki" to pełnokrwisty horror, nie thriller, bo podobnie jak w sławnych "Ptakach", zachowanie zwierzęcia często wymyka się poza ramy ludzkich wyobrażeń). Cała druga część filmu spoczywa na barkach Roberta S., co zresztą okazało się świetnym pomysłem- bo zarówno gra aktorska (do dzisiaj nie wierzę, że Shaw nie dostał za ten film nominacji do Oscara) jak i motywy przywodzące na myśl słynnego "Mobby Dicka" i postać kapitana Ahaba (których to motywów nie było w powieści Benchleya) wyszły produkcji Spielberga zdecydowanie na plus. Wystarczy wspomnieć tylko o szaleństwie, w którym stopniowo zatraca się Quint, chcąc za wszelką cenę dopaść bestię. Dodajmy do tego rewelacyjny monolog na temat U.S.S. Indianapolis, nie tylko będący ciekawym punktem odniesienia dotyczącym charakteru Quinta, ale i skłaniający do refleksji na temat tego, jak wielkie spustoszenia w umyśle mogą spowodować traumatyczne wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat- bo powiedzmy sobie szczerze, wszystko co związane z łowcą rekinów ma swój początek właśnie w tym jednym incydencie z II wojny światowej, o czym UWAŻNY widz na pewno wie.
Dialogi i rozpisanie postaci, to w "Szczękach" absolutne mistrzostwo świata.
Ale jasne, przecież Alien jest "niegłupim filmem skłaniającym do refleksji", "Szczęki" to przy nim tylko filmidło klasy B, bo to film o rybie i ratowniku ;]
Hmmm... Okej muszę przyznać że ta argumentacja zrobiła na mnie wrażenie i chyba mnie przekonałeś. Do spółki z MishaPl.
"Szczęki", jak pisałem, widziałem już chwile temu, widocznie nie dotarły do mnie wtedy, tak jak potem Alien. A że nie mam jakiegoś emocjonalnego bagażu związanego z tym filmem, to być może nieco go zlekceważyłem. Faktycznie w tym ujęciu jest znacznie bardziej wartościowym dziełem. Być może w najbliższym czasie odświeżę sobie zatarte już nieco wrażenie i nieco bardziej wgryzę się w zacne - muszę to teraz przyznać - tworzywo filmowe. Póki co, bazuję jednak na dawnym wrażeniu jakie wywarł na mnie ten film, dlatego nie będę zmieniał oceny. Niewykluczone, że zrobię to po kolejnym seansie, jeśli poza nowymi informacjami pojawią się nowe emocje. Za to muszę przyznać - zmieniło się nieco moje podejście do tego filmu. Faktycznie, kino wiele mu zawdzięcza. Niby miałem wcześniej jakąś tego świadomość ale kolejne przykłady jakie wymienialiście, sprawiły, że jest ona teraz mocniej zaakcentowana. Cóż - to są plusy rozmawiania z pasjonatami.
Historia w Obcym jest wielopłaszczyznowa i głęboka? Dobre:) Zresztą i w Lśnieniu bym się z tym kłócił. Według mnie ludzie za bardzo podciągają dorobek Kubricka pod tę konkretną pozycję. Pytanie czy genialny horror musi mieć wielopłaszczyznową i głęboką historię? Ja uważam że nie.
Nie wiem czy zdajesz sobie z z tego sprawę ale Spielberg zdawał sobie sprawę z tego z czego zdajesz sobie sprawę Ty (jestem dumny z tego zdania:)). On wiedział że pomysł na Szczęki brzmiał jak kino klasy B. I podjął się tego wyzwania. Wyniesienia potencjalnego kina klasy B na piedestał. Zresztą nie był pierwszy, to samo zrobił Hitchcock w przypadku Ptaków. Nie chodzi o to jak brzmi ten pomysł ale o to jak został wykonany.
Nigdzie nie napisałem że historia w "Obcym" jest "wielopłaszczyznowa i głęboka" ale w sumie dlaczego nie miałaby być głęboka?
Co do Kubricka to nie będę się kłócił bo szczerze powiedziawszy nie jestem jakimś jego wielkim fanem. Co do pytania o to czy horror musi mieć wielopłaszczyznową i głęboką historię sądzę również że niekoniecznie - jednak z natural horrorem łatwo wpaść w banał i totalną powierzchowność. Nie, nie mam zamiaru wyrzucać filmowi sprzed paru dekad że dzisiaj nie jest oryginalny po prostu są rożne horrory w tym również takie w których walorem jest nie tylko klimat, akcja czy efekty ale owa "głębszą warstwa". W "Szczękach jej nie uświadczyłem ale nie czynie z tego zarzutu. Jest to po prostu jeden z powodów dla którego film nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia jakby mógł.
Z tym co piszesz o kinie klasy B, Spielbergu i piedestale się w dużej mierze zgadzam. To nie lada sztuka i nie ukrywam że po tej dyskusji faktycznie bardziej na to zwróciłem uwagę.
W Obcym nie ma głębszych treści. Gdyby pociągnęli wątek z androidem to ewentualnie mógłbym się zgodzić. A tak jest to zwykły monster horror rozgrywany w kosmosie. Żeby nie było, Obcego również uwielbiam (jak i resztę filmów wymienionych przez edj.rush).
Są horrory z głębsza treścią i tej głębszej treści pozbawione. Różne konwencje. Ja tam żadnej konwencji nigdy nie wyróżniam. Dla mnie równie wysoką ocenę może dostać zarówno komedia jak i dramat psychologiczny. Ważne żeby był dobry w swojej niszy.
Z nisza się zgodzę jak najbardziej natomiast co do ewentualnej głębi "Obcego" wypowiadałem się wyżej w odpowiedzi dla edj.rusha więc nie będę się powtarzał. Ogólnie myślę jednak że jest tam trochę więcej niż sam "monster".
No jest, bo jest tam też troszkę s-f. Szczęki to czysty horror.
Ale jeżeli będziemy analizowali same postacie to według mnie w Szczękach również jest ciekawie. Główny bohater tak naprawdę mierzy się z własnym lękiem. On tej wody się boi (i nie był ratownikiem, tak jak pisałeś, tylko szeryfem policji). Boi się również wszystkiego co w niej jest. Główny bohater tak naprawdę jest uosobieniem samego widza. On jest w to wszystko wciągnięty. Nie chcę ale musi. I poprzez obcowanie z towarzyszami zaczyna ten żywioł coraz bardziej rozumieć. Czy nie przypomina w tym właśnie samego widza? Widza który samego filmu się boi ale mimo wszystko daje mu się porwać, mierząc się z własnym lękiem. Dalej mamy jego przeciwieństwo - naukowca. On tak naprawdę pragnie kontaktu z bestią (wejście do wody ze swojego jachtu). On jest nią zafascynowany. Jej potęgą, bezmyślną siłą. Być może właśnie dlatego że sam jest zupełnie inny. No i na koniec mamy chyba najciekawszą postać - kapitana (ten typ bohatera stworzył właśnie Spielberg w Szczękach). Człowiek który naprawdę tą bestię rozumie. Który uznał ją za godnego przeciwnika. On w przeciwieństwie do naukowca bestii nie kocha ale ją szanuje. Który rozgrywa z nią odwieczną walkę. Według mnie Quint jest właśnie uosobieniem samego rekina. To jest taki pojedynek dwóch rekinów. Próba mocy równorzędnych przeciwników.
W tym ujęciu faktycznie brzmi to ciekawiej. Protagonista jako uosobienie człowieka i jego lęku - taki bohater z którym widz może się identyfikować to w sumie standard - nie tylko w horrorze. Naukowiec zafascynowany żywiołem również. Takie pierwowzory istniały w literaturze i teatrze jeszcze wieki przed powstaniem filmu. Nie wiem jak jest z pierwowzorem Quinta - tzn czy to faktycznie Spielberg pierwszy wykreował taką postać ale fakt faktem - teraz ten oryginalny schemat jest często powielany w szeroko rozumianym kinie akcji a sam typ bohatera jest arcyciekawy.
zgadzam się z Twoją napisaną tu opinią. nie uważam, żeby film był straszny. jak zaznaczył MishaPl to klasyk, ale szczerze to mogę podać całą masę tytułów filmów, które sa klasykami, a to wcale nie znaczy, ze zasługują na najwyższą ocenę. przeczytałam całą Twoją, MishaPl'a i edj.rush'a dyskusję i mnie, w porównaniu do Ciebie [ 'i chyba mnie przekonałeś' ] oni nie przekonali. Dla mnie to film, który określiłabym mianem... banalnego. aczkolwiek nieczęsto można poczytać naprawdę inteligentną wymianę opinii na temat jakiegoś filmu, zazwyczaj są to 'nie podobał mi się, bo nie' i 'tylko debilowi by się podobał', więc dziękuję, bardzo ciekawie się czytało. :)
Również byłem bardzo zadowolony z tej dyskusji i sporo na niej skorzystałem. Cieszę się że nie tylko ja. : )
Pozdrawiam!
Też jestem ciekawy komu sie film nie podoba i gdzie ten ktoś spędza wakacje, może nad jakimś morzem? chętnie sie dowiem :-))))
u mnie ma soczyste 10 i nie przejmuje się opiniami ludzi dla których Twilight jest szczytem wirtuozerii kinematograficznej :) wcześniej pisałem o tej skandalicznej ocenie na filmweb ale jaki kraj takie IMDB :P