nie jest to kolejny głupawy film o płytkiej lali która pokonuje jeszcze gorszych przeciwników i odnosi sukces sceniczny oraz zdobywa wymarzonego chłopaka, który oczywiście jest kapitanem drużyny sportowej, która oczywiście wygrywa jakieś tam lokalne rozgrywki i awansuje do rozgrywek na szczeblu krajowym. "Szwindel" to film zrobiony z pomysłem i miejscami nawet zabawny. Fabuła jest co prawda bardzo naciągana i mało wiarygodna, ale w tego typu filmach trzeba na to przymknąć oko, podobnie jak na przewidywalny od samego początku, cukierkowy happy end; takie filmy nie mogą kończyć się inaczej.
Dodam jeszcze, że bardzo podobało mi się nawiązanie (przynajmniej tak mi się wydaje) do filmu "Snatch"; te opisy pomieszczeń, zwiększająca suspense muzyka, wreszcie sam tytuł oraz końcowa scena, w której cała ekipa wychodzi tak ostentacyjnie "kozacko" i zwycięsko z tego hotelu - aż chciałoby się, żeby powstała jakaś kontynuacja, tym bardziej że zakończenie jest jak gdyby pół-otwarte.
Nie jest to kolejny głupkowaty film. Ale co w nim takiego jest nie głupkowatego. Patrzę tutaj, myśląc aby go obejrzeć. I wydaje się głupkowaty. Gdyby oni byli uczciwi, to znalezioną kartę oddaliby na policję. Może myśleli, że jest tania, to nie ma co. I 300 dolarów dostali, ale ich wykiwano, bo karta jest warta milion. To chcą się odegrać i odzyskać resztę forsy. I tu byłoby niegłupio, gdyby znalazł się prawdziwy właściciel zgubionej karty i gdyby on też chciał odzyskać kartę, czy dostać za nią milion. I jest ten cwaniak, który ją ma, czy już sprzedał za milion. On też chce mieć tę kasę. I tu mogłoby być coś niegłupiego.