Byłam ciekawa opinii na temat scenariusza, bo napisał go mój wykładowca z UŁ. Miło sie czyta wasze opinie, bo to bardzo zdolny człowiek ;)
Jak widać... Dam głowę, że lubi Marka Hłaskę - bo ta historia idealnie wtapia się w klimat jego książek... Takie przynajmniej mam odczucie.
Literatura literaturą, ale historię tą napisało przede wszytskim życie. Idealistyczne zakończenie wydało mi się cukierkowe, ale wspomnienie o dalszych losach bohaterów mile mnie zaskoczyło, że działo się to naprawdę i że są takie charaktery. Zawsze zastanawiam się, ile faktów w takim filmie jest prawdziwych, a ile z nich to praca scenarzysty. Czy doktor Hoffman faktycznie brał udział w napadzie na konwój? I co mnie równie ciekawi, znacie może, widzieliście obrazy Piotra Klimka?
Pozdrawiam.
Mnie w tym filmie urzekła gra głównych aktorów. Gajos i Frycz pokazali prawdziwy popis aktorstwa. Tam i z powrotem to jeden z lepszych Polskich filmów ostatnich lat.
Był nadany w TVP Kultura w ostatnim tygodniu.
Historia prawdziwa?
Tak przynajmniej sugeruje autor scenariusza podając dalsze losy pierwszoplanowych bohaterów.
Ale autor scenariusza zbytnio uprościł akcję, tak że wygląda to na pisiorską bajeczkę dla grzecznych dzieci ... jak to cnota (niezłomny Gajos niczym Jarek i Lechu) zostaje nagrodzona a występek ukarany.
Łzawe sceny z czytania zatrzymanych listów, przerwanej rozmowy telefonicznej.
Brak napięcia, wszystko jasne z góry, kto dobry kto zły, co czarne, co białe. Tak w życiu nie ma i nie było - nawet w najgorszych czasach komuny.
Materiał na dobry obraz ale zaprzepaszczony.
Ta rozmowa telefoniczna z Judy to dla mnie najbardziej męczący moment filmu - trudno uwierzyć, aby 20-letnia córka tak od razu płakała i tęskniła do nigdy nie widzianego ojca...
Mimo to uważam, że jest to jeden z lepszych filmów tego reżysera, ostatnio twórcy kalkowanych z Zachodu, okropnie wydumanych kryminałów a la "Sfora". Zgrabna opowieść o mało znanych czasach, niestety bardzo ubogimi środkami (małe "lokacje", nieliczne historyczne gadżety), no ale na superprodukcje w stylu "Ziemi obiecanej" raczej szybko liczyć nie możemy.
"Lema, Gombrowicza, Marqueza..."
Chłe, chłe kolejny typowy uczelniany oportunista...
a nie obrażaj człowieka którego nie znasz. Akurat Maciek prowadził jedne z najciekawszych zajęć z moich wykładowców. potrafił przynieść płytke z bobem dylanem i zrobić nam z niego wykład. oportunistami to akurat byli inni, powtarzający podręczniki, które sami przepisywali na studiach. np taki Kłys, jak ktoś pamięta.
Kłys akurat mnie nie uczył, ale wiem że zajmuje się rekrutacją.
Zgadzam się że zajęcia doktora Świerkockiego były ciekawe. Śmieszy troszkę ogromne zakochanie w sobie, które u nas jest już legendą ;)