Film jako autopsychoterapia. Dobre, choć czasami aż straszne w swym ekshibicjonizmie. W końcu nie jest to pamiętnik pensjonarki. Przesadna szczerość (prócz tego, że jest nieestetyczna) musi boleć, a ukojenie prawie zawsze przychodzi nie w porę. Schizofrenicznie-gejowski Tarnation przywodzi mi na myśl dwa inne jeszcze tytuły "Gummo": (rupieciarnia, lamus, rozkład) i "Takiego pięknego syna urodziłam" (kamera w domu bardziej wciągająca niż odkurzacz).
Absmak, przerażający absmak. Przerażająco prawdziwy.