Żeby rozmawiać o tym co dzieje się w filmie, to należałoby najpierw ustalić układ odniesienia. Albo rozmawiamy w oparciu o naukę, albo o bajkowy świat wymyślony przez Nolana. Jeśli o naukę, to dyskusja od razu się kończy, gdyż jest tylko jedna linia czasu, w której nie możemy siebie osobiście spotkać w życiu i cała fabuła filmu nie ma już sensu. A jeśli w oparciu o bajkę, to można sobie interpretować do woli i ewentualnie doszukiwać się błędów logicznych w świecie wykreowanym przez reżysera. Nolan lubi przekraczać granicę logiki i zamieniać fabułę w absurd, niestety w moim przekonaniu psując świetne pomysły na bardzo dobre, a wręcz wybitne filmy. W "Tenecie" niestety Nolan "zawiódł" moje oczekiwania w kwestii poprowadzenia ciut za wolnych dialogów od serii z kałasznikowa, bo gdyby mu się to udało, to wtedy jeszcze łatwiej można by zrozumieć te wszystkie zawiłości z odwróconą entropią.
PS Podobnie przekroczył granicę w "Interstellarze", kiedy to Cooper trafiając przez czarną dziurę (!) do tesseraktu widział siebie w przeszłości, a wystarczyło pokazać losy na Ziemi od "momentu" gdy wleciał w tunel czasoprzestrzenny. No ale Nolanowie nie byliby sobą, gdyby nie ujawnili swego zamiłowania do twórczego absurdu i z wybitnego SF nie próbowali zrobić karykatury SF - na szczęście im się to nie udało w przypadku "Interstellara", natomiast przy "Tenecie" można już takie wrażenie odnieść.]