Na początku "Incepcja" też wydawała się WTF, przekombinowane. Film na pewno na swój sposób nowatorski, świetnie zrobiony: zdjęcia i muzyka to majstersztyk. Dialogi suche i sztywne, ale takie zapewne miały być (dużo w nich pozy, teatru). Warto go obejrzeć ponownie (choćby we fragmentach), aby "ogarnąć" temat.
No i niestety, co mi najbardziej przeszkadzało i nie pasowało (rzućcie się na mnie, o sępy, moja wątroba jest dla was): obsadzenie w głównej roli czarnoskórego (a może raczej tego konkretnego aktora) to niewypał. Co chwilę wyobrażałem sobie w tej roli, np. Goslinga, który by mi bardzo tu pasował - w mojej wyobraźni film od razu wskakiwał na wyższą półkę.
O dzięki za ten miły komentarz :) Pozdrawiam.
Jeszcze a propos fabuły: tak sobie przeglądam komentarze na filmwebie i wiele, naprawdę wiele z nich, świadczy niezbyt dobrze o nas, jako społeczeństwie; przyzwyczajonym, jak się okazuje, do taniego, prostego przekazu, bez potrzeby jakiegokolwiek wysiłku umysłowego. A wiadomo, że organ nieużywany zanika (łopatologicznie do tej grupy: mam na myśli mózg).
Wyjątek z jednego z komentarzy obrazujących o co mi chodzi:
"Zakręcony. zapętlony, nielogiczne i niezrozumiały. Do tego stopnia , że widz - ja - juz nie analizuje pokrętnych pseudonaukowych wywodów tylko zagubiony siedzi i ogląda"
Dokładnie tak samo czułby się człowiek z Cro-Magnon, gdyby jakimś cudem w jego ręce wpadły szczątki laptopa i schemat mikroprocesora.
Popatrzyłby, podrapał się w głowę i pier...nął tym o drzewo.
Film siedzi mi w głowie i właśnie zabieram się do ponownego obejrzenia.