Dziś dzień byłam zmusza iść ze szkołą do kina 'Warszawa' na ten film, jako że Słowacki jest naszym patronem. Ok, fajnie, nie było chemii. Jednak to, co zobaczyłam na ekranie, mogłoby spokojnie konkurować z nudną lekcją. Gorzej, na lekcjach czegoś się uczymy, a ,,Balladyna'' była profanacją dzieła wieszcza.
Po pierwsze nie rozumiem, dlaczego akcja rozgrywała się w Nowym Jorku, skoro nikt nie mówił po angielsku,a dziennikarze w TV mieli polskie nazwiska. Próbowali nakręcić 'światowy' film, ale wyszła z tego jakaś karykatura. W fabule panował chaos, a kwestie wypowiadane przez aktorów co chwilę wywoływały oklaski i salwy śmiechu u moich kolegów ze szkoły.
Film źle przedstawiał się też wizualnie, bo miał ciemną kolorystykę, niczym w horrorach. Był ponury i nurzący, momentami przypominał tani serial kryminalny. Kwestie aktorów były sztuczne i szywne, a sama ich gra też pozostawiała wiele do życzenia. Wybręli z tego jako tako Bochasiewicz i Baka, ale postacie poboczne po prostu żenowały(na przykład dr Ash lub policjanci).
Ogóle rzecz biorąc, jeżeli cenicie Juliusza Słowackiego, to nie wybierajcie się na ten film. To po prostu pomyłka i parodia jego twórczości.