O ile rozumiem przekaz sceny Terry'ego Nottary'ego, to może mi ktoś wytłumaczyć powody jego zachowania? Być może czegoś nie zrozumiałem, ale dlaczego ten człowiek postanowił, że będzie straszył ludzi, a nawet posuwał się do rękoczynów?
Tak, kilkusekundowa scena pokazująca foliowy worek na tyłach budynku nie pozostawia wątpliwości, a cała sprawa oczywiście poszła w niepamięć. Co do samej tożsamości i motywu tajemniczego człowieka, sądzę, że nie są istotne. Fakt, jest to jedna z najbardziej zastanawiających spraw w tym filmie, ale raczej o to chodziło, o uniwersalizm - gość może być zarówno oddanym poza wszelkie możliwe granice aktorem, szalonym idealistą, który chciał doświadczyć wyników eksperymentu (czy też sztuki niekonwencjonalnej) na własnej skórze, a może cierpiał na rozdwojenie jaźni? Podejrzewam, że nawet pomysłodawca tego nie wie.