Film składa się z ciągu scenek rodzajowych luźno powiązanych ze sobą.
Jest zwyczajnie za długi (co najmniej o 30 min) i przez to nudny.
Same scenki związane są z królującą w Szwecji lewicową poprawnością polityczną i jej zderzeniu z twardą rzeczywistością.
Rzeczywistość obrazują mniejszości, emigranci mieszkający w ubogich dzielnicach Sztokholmu.
Pomysł niezły ale całość rozwlekła, scenki mało śmieszne, główny bohater mało przekonywujący w swojej roli trans-settera kultury zderzającego się z życiem.
ogólnie 5/10
Dość powierzchowny opis jak na film trwający 2 i pół godziny. Poprawność polityczna czy ubogie dzielnice Sztokholmu raczej są tutaj elementem, nie całością przetwarzaną w każdej scenie. Raczej uznałabym, że brak Ci odniesienia :)
Kolega nawieczor ma sporo racji. Ten film to faktycznie jest zbiór luźno powiązanych ze sobą scenek. Niektóre z tych scenek są świetne, ale pomiędzy nimi są takie dłużyzny, że jako całość film jest po prostu nudny. Nie wiadomo czemu niewielka ilość treści rozwleczona została do prawie 2,5 godziny filmu. Wczoraj na seansie we Wrocławiu część ludzi po prostu wyszła z kina.
Jeśli taki film wygrał festiwal filmowy w Cannes to poziom konkursu był chyba bardzo niski. Nie polecam.
za co ten film dostał nagrodę w Cannes to doprawdy nie wiem. Może nie było lepszego wyboru
Bieda to realne życie, a bogactwo to wyśnione marzenie - świadomość paranoidalna autora tematu.
Zjechanie filmu przez osobę, która nie potrafi pisać poprawnie i używa słowa "lewacki" to chyba najlepsza rekomendacja!