Niestety po smierci jednego z najlepszych pisarzy wszechczasów nastąpiła znana już okazja na szybkim zarobieniu pieniędzy na dziełach pisarza. Dlaczego? Otóż agenci szybko uzyskują prawa autorskie i prawa do używania nazwiska autora. Nie dajcie się zwieść, to nie jest nic co pochwalałby Robert Ludlum. Fenomen, Robert Ludlum wydaje książki po własnej śmierci! Oczywiście wielu z was słyszało o tajemniczych zbiorach niedokończonych książek, ale ja w to nie wierzę.
Wystarczy spojrzeć na sam styl pisania, jak i pomysł na intrygę, to już nie jest Ludlum. Wracając do filmu. Oczywiśćie totalna beznadzieja. jako zawzięty fan twórczośći R.L nie mogę powiedzieć nic innego.
Spróbowałem spojrzeć na ten film nie przez pryzmat książki, z która zresztą ten film nie ma nic wspólnego. O co w zasadzie chodzi? Jakiś Agent stracił pamięć. Od razu, nie wiemy dlaczego zbierają się jacyś ludzi i uznają, że trzeba zabić Bourne'a. Bo niby zdradził, ale dla kogo?
(Tu pojawia się wyraźny konflikt z książką). Więc hiper tajny sztab wywiadowczy ściąga zabójców z całego świata i rozpoczyna polowanie. Oczywiśćie żaden nie może poradzić sobie z takim smarkaczem. Aktor jest beznadziejny, - młokos, żadnych aspektów atletycznych, po prostu mizeria. Ale bije się jak Neo z matrixa! Najśmieszniejsza jest chyba akcja na polu, gdzie za pomocą ptaków i starej dwururki załatwia płatnego mordercę-nauczyciela gry na pianinie. Kurde, załatwił pianistę.
udało mu się oszukac i zabić wszystkich i w końcu ma pełny spokój.
Ach! A to spryciarz! nie chcę, żeby to zabrzmiało tak okropnie, ale filmy powinno robić się z natchnienia, a nie z chęci zarobienia na czyimś nazwisku. Tożsamość Bourne'a jest książką-legendą, Robert Ludlum był pisarzem-unikatem. A film jest mierną popłuczyną ślepoty i braku pomysłu reżysera.
Oczywiśćie wiem, że trochę przegiąłem, jednak, jeśli film nazywa się nazwą książki a w zapowiedziach jest:
Robert Lulum's
Bourne Identify
To chyba oczywiste, że jest to ekranizacja KSIĄŻKI.
I wszyscy CZYTELNICY mają prawo objechać film za brak jakiegokolwiek nawiązania filmu do treśći książki.
Nie wiele przegiołeś. Uważam że jeżeli film jest ekranizacją książki to powinien miec więcej podobieństw niż nazwiska cześci bohaterów
Ale jednak czasami filmowi wychodzi na zdrowie, jak nie jest az tak wierna adaptacja ksiazki. Jak taka chcecie, to macie Chemberlaina, ktory swoja droga pasuje do tej roli jak piesc do nosa.
Kapiszczur - kolejny człowiek, który otworzył mi oczy na brudy amerykańskiego kina :) Przerzucam się na Bollywood. In the Land of the Blind One-Eyed is King...
Czytałem gdzieś, że Ludlum przed śmiercią pobłogosławił scenariusz i zaakceptował wszystkie zmiany.
Oczywiście w pełni poperiam ownera wątku. Taka jest prawda - Co to ma wspólnego z twórczością Ludluma? Nic... Drugi wyraz w tytule, nic więcej...
popieram w pelni autora watku. Matt Damon jest stanowczo za mlody jak na Bourne'a, Marie jest cyganką o_O, Brakuje Carlosa, ktrory przeciez byl niesamowicie wazna postacia w calej trylogii. Film moze i podobalby mi sie gdybym wczesniej nie przeczytal ksiazki, ktora byla fantastyczna
zaraz Ci napiszą ze nie jest - bo Damon ma tyle i tyle lat, a Bourne mial tyle i tyle, i to prawie to samo... a tu chodzi o jego szczeniacki wyglad... kolo po prostu ma wyglad gowniarza i to go przekresla. nie tylko moim zdaniem...
specjalista się znalazł, też czytałem książki Ludluma, w tym wszystkie o Bournie, ale potrafię rozgraniczyć pojęcia "film na motywach powieści" a "ekranizacja powieści", po drugie, twórcy postanowili uwspółcześnić tematykę (jak pamiętasz akcja książki działa się podczas zimnej wojny, wojny w Wietnamie itd., ograne, oklepane, wielokrotnie pokazywane) i chwała im za to, po trzecie, nie porównuj książek z filmem bo to dwie odrębne dziedziny sztuki, po czwarte, nie wychwalaj Ludluma ponad niebiosa jako najznamietnijszego pisarza itd., bo to przesada
zgadzam sie z toba! Ja tez, ciesze sie, ze film jest troche inny niz ksiazka. Jest wiele roznic, ale moze to i dobrze...
Film ciekawy. Skoro czytałeś książkę, to po co oglądać TO SAMO na ekranie? Zmienili fakty z książki na potrzeby filmu i bardzo dobrze. Co do matta damona to dlaczego miałby mieć muły jak pudzianowski??? Nasłani na niego mordercy jakoś z wyglądu też schwarzeneggera nie przypominali...
Akcja wartka, dobre sceny walki, świetna scena pościgu.
PS. "Jakiś Agent stracił pamięć. Od razu, nie wiemy dlaczego zbierają się jacyś ludzi i uznają, że trzeba zabić Bourne'a. Bo niby zdradził, ale dla kogo?"
To ma się okazać w trakcie filmu!!! Może według ciebie powinni to wyjaśnić w zwiastunie?
Powiem więcej, film podobał mi sie bardziej niż książka, która w sumie nie jest jakaś wybitna. Natomiast film w swojej klasie (akcja/sensacja) bije 99% tytułów jakie sie teraz ukazują.
Hm... powiem tak. Wszystkie filmy o Bournie oceniłam na 9. Książki Ludluma przeczytałam dopiero po obejrzeniu filmu. Uważam, że są znakomite (książki). Film nie ma z nimi prawie nic wspólnego - to fakt, ale tworzy zupełnie nową jakość i też jest świetny.
Wiem jak jest trudno oglądać film znając dobrze książkę na bazie której powstał i na każdym kroku przekonywać się, że wszystko zostało pozmieniane (sama, między innymi z tego powodu zjechałam Ziemiomorze), a mimo to dostrzegać w nim pozytywy...
Ja do książek sięgnęłam właściwie przede wszystkim dzięki temu, że zachwycił mnie film... i wtedy odkryłam zupełnie inną jakość - doskonałą książkę. Nie wiem, czy moje odczucia względem filmu byłyby podobne, gdyby to książka była u mnie pierwsza. Pewnie nie. Bo czytając książkę można zapomnieć o rzeczywistości wykreowanej w dwugodzinnym filmie, ale oglądając film, po tym jak przez kilka godzin czytało się książkę i wyobrażało wszystko, zapomnieć o tym nie sposób.
Także... chcę powiedzieć, że świetnie rozumiem twoje wątpliwości, bo filmy nie powinny nosić tytułów, które noszą w sytuacji gdy z pierwowzorem literackim łączy je tylko nazwisko głównego bohatera, niemniej jednak jako coś odrębnego zasługują moim zdaniem na wysoką ocenę.
Pozdrawiam