... skąd wzięły się te wszystkie famijine budujące hollywoodzkie produkcje, typu "Family Man" tudzież setki innych... OK. Dickens może i był wcześniej, ale "To wspaniałe życie" zdaje się być archetypem wszystkich tego typu radosnych-pogodnych-ciepłych-przywracającychwiaręwczłowiekaidodającychotuchy filmów, filmików i filmideł, zapełniających telewizorki, ot, choćby w niedzielne popołudnia... No cóż, dobrze wiedzieć.
EDIT: muszę jednak dodać, że to co napisałam odnosi się głównie do drugiej części filmu [SPOJLER]. w zasadzie od pojawienia się anioła. wcześniej zapowiada się na niewesoły we wnioskach film o człowieku któremu nie dane zostanie spełnić marzenia, choć jest całkiem "porządnym człowiekiem" - i jest to wówczas bohater, któremu się współczuje i którego trudno nie lubić. dla mnie osobiście bardziej kojące byłoby stwierdzenie "trudno, życie nie jest sprawiedliwe", niż wybuchowy happy end, który przytrafia się tak niewielu ludziom. wiem, że jakimś sposobem właśnie takie filmy przynoszą rzeszom widzów pokrzepienie, ale nie rozumiem dlaczego.
bo pewnie nie mają okazji obejrzeć innych filmów, bo pewnie im się nie chce poszukać lepszych, albo wydaje im się, że jak coś leci na jedynce, dwójce to na pewno film jest dobry, albo najzwyczajniej w świecie, potrzebują filmów które mówią że jest "O TAK", bo u nich samych już dawno wieje nudą..
Przyczyna leży IMO w tym, że większość ludzi zostaje zmuszona do porzucenia swoich marzeń z różnych przyczyn: finansowych, z braku odwagi bądź z powodu zobowiązań i oczekiwań wobec innych ludzi (tak jak w przypadku George'a), tymczasem ten film pokazuje im, że to nic, że życie, które mają i z którego nie są zadowoleni, jest ok i trzeba je doceniać, oraz że najważniejsze to mieć przyjaciół (może jeszcze, że w domu najlepiej). To jest po prostu to, co każdy przedstawiciel rzeszy tych, którzy porzucili marzenia na rzecz nudnej codzienności, chce usłyszeć.