Oglądając film odniosłem wrażenie, że twórcy chyba nie mają dzieci. Dzieciak, który przed chwilą został zaatakowany przez demona, zamiast z wrzaskiem opowiadać mamie co widział tłumaczy, że nic się nie stało i chyba mu się przywidziało. I jeszcze w nocy idzie spokojnie spać sam w pokoju. Już to widzę. Gdyby moje dziecko zobaczyło w nocy choćby dziwny cień, to nie wypędziłbym go ze swojego łóżka przez następny tydzień.
Scena z misiem na werandzie też genialna. Przed chwilą egzorcysta wyrzucił oszalałego demona za próg domu, ale dziewczynka jednak postanawia wychylić się po swojego misia.
Ja rozumiem, że horrory nie muszą być bardzo realistyczne, ale są jakieś granice nieprawdopodobieństwa.