Niestety, ale to najbardziej pobłażliwy tytuł posta, na jaki zapracował sobie u mnie ten film.
Jako wielki fan twórczości Dantego, który, sam przyznaję, nie nakręcił ani jednego dobrego
filmu, jestem wielce rozczarowany. „Desecration” urzekło mnie swoim dziwactwem i
upiornością, pomimo braku sensu. „Horror”, kompletnie bzdurny, źle zagrany i miejscami
śmieszny – nadal mi się podobał. „Satan’s playground” popadało w groteskę i miało masę
wpadek. Ale pomimo tej równi pochyłej wyczekiwałem „Ocena”, a gdy projekt zawieszono –
czekałem na „Torture chaber”. I co? I dupa za dupą. Bo film miał być gotowy w 2011, a
przyszło czekać kolejne dwa lata na ukończenie prac i dodatkowy rok na dystrybucję dvd.
Długie prace nad filmem tym bardziej podsycały moje nadzieje, że tym razem Dante stworzy
coś bardziej dopracowanego, trzymającego się kupy. I co? I nie dziwi mnie długie szukanie
dystrybutora. Bo Dante pewnie zadowolony myślał, że stworzył świetny horror, a
dystrybutorzy zbywali go z kwitkiem, że to zwykły badziew klas b jakich setki i warunki
oferowali nie taki, jak sobie wymarzył. Tak zgaduję. I pewnie konsekwencją tego jest
tandetna okładka dvd, zamiast oryginalnego, fajnego plakatu. Tak czy siak nie wiem co
przez te długie lata produkcji robiła ekipa…
Historia jest, jak na Tomaselliego, w miarę klarowna. Niegrzeczny dzieciak o lekko
nadprzyrodzonych zdolnościach chciał zabić matkę, zabił kolegę i w ogóle jest hardkorem.
Zjarał sobie twarz i trafił do ośrodka, z którego uciekł z banda innych popalonych bohaterów.
Razem porywają ludzi do zamku i tam torturują. Całość jest niby znacznie bardziej
klarowna, niż poprzednie jego twory i mniej w nich logiki snu. Ale i tak średnio ma to
wszystko sens. Tortury nie robią wrażenia, gore tyle co kot napłakał. Dzieciaki nie wyglądają
strasznie. Klimat jest jakiś taki miałki, pomimo jak zwykle niezłej upiornej muzyki autorstwa
samego Dantego. Film ma swoje momenty i technicznie wygląda znacznie lepiej, niż
poprzednie jego dzieła. Obsada nie jest w sumie najgorsza. Ale scenariusz jest cienki,
sam pomysł w sumie też dupy nie urywa. Brak tu jakichś upiornych motywów jak zakonnice
z „Desecration” czy kozioł z „Horroru”. Jest za to kilka powtórek z rozrywki – znane debiutu
trzymanie w klatce czy zmieniający się obraz.
Całość jest zwyczajnie nudnawa, nie wciągająca, nie urzeka. Wielka szkoda. Naprawdę się
rozczarowałem.