Już wiem, czemu przekładałem obejrzenie ''Twierdzy Brzeskiej'' od siedmiu lat. Bo po prostu nie cierpię tej sowiec... rosyjskiej propagandy, która jest niezmienna od dziesiątków lat (serio, wieczorem pokażę Wam film sprzed blisko 80 lat, który stosuje te same chwyty i klisze propagandowe, co najnowsze sowie... rosyjskie produkcje - i jest tak samo jak one żenujący).
Obrona Twierdzy Brzeskiej w 1941 r. to jeden z mitów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Co prawda poruszałem ten temat na stronie, ale pod wpływem tego filmu będę musiał wpis chyba znacznie rozbudować. Nic dziwnego, że jest to mit - w końcu w okresie, kiedy Armia Czerwona albo wiała, albo stawiała bardzo nieskoordynowany, spazmatyczny opór, to jedno miejsce, gdzie Sowieci się bronili - i to w sposób niezaprzeczalnie heroiczny - jest bardzo dobrym wyborem na mit. W końcu każdy kraj ma swoje Westerplatte.
Ale rzeczywistość to jedno, a film drugie.
W filmie to, co tam zaprezentowano, to jedna wielka propagandowa agitka, tworząca z żołnierzy jakichś betonowych golemów, którzy nie jedzą i nie piją, myślą jedynie o walce, o broni, o zabijaniu ''faszystów''. Kiedy major Gawriłow przemawia do żołnierzy o konieczności obrony, o tym, że będą walczyć mimo braku nadziei i zabijać - wybuchnąłem śmiechem - myślałem, że tak toporne, wyświechtane chwyty propagandowe to już przeżytek. Podobnie było ze sceną, kiedy Akimow przynosi wodę - bo przecież człowiek radziecki pić nie potrzebuje, woda mu potrzebna jeno do Maxima, żeby prażyć do faszystowsko-germańskich najeźdźców.
Takich idiotycznych, przepełnionych tanim patosem i ciężką sowiecką propagandą w filmie jest pełno. Niemiecki dywersant, który zabija starego kolejarza, bo tak. Mężni enkawudziści i politrucy, w których oczach płonie miłość do sowieckiej ojczyzny. Sowiecki lekarz, który się zabija, bo nie uratował pacjenta. Małżeństwo, które strzela z pistoletów do Niemców i nie daje się wziąć żywcem. ''Wzruszający'' obrazek dziecka, które tuli się do zabitej matki i jego ojciec, nakrywający granat własnym ciałem. Strzelający patetycznie z Maxima do ostatniego naboju Kiżewatow. Tradycyjnie z Niemców zrobiono jakichś bezosobowych psycholi, co to zasłaniają się dziećmi i w środku bitwy gwałcą kobiety. Niestety, ale okres, kiedy Niemcy w rosyjskim kinie mieli jakąkolwiek osobowość (bardzo dobre ''Czas zbierania kamieni'', ''Jeńcy'', ''Wojna uczuć'', ''Kukułka''), już dawno minął i od paru lat widać, że kino rosyjskie kursuje z powrotem ku breżniewowskiej propagandzie.
Nie sposób tutaj nie wspomnieć o tradycyjnej w rosyjskim kinie linii fabularnej - początek: sielanka, tańce, swawole, słoneczko, pokój, wszyscy się cieszą, ochy i achy (jakoś nie wspomniano, skąd ci weseli bojcy i ich sanitariuszki się wzięli w tej Twierdzy Brzeskiej), tylko nieco chyłkiem przemyka zdanie, że Niemcy to sojusznicy. A potem grzmot, wybuchy, dym, ogień i Niemcy, którzy powinni maszerować jeszcze przy dźwiękach rodem ze ''Szczęk'', żeby jeszcze bardziej uwypuklić, jacy oni są źli.
W rosyjskich filmach w ogóle zawsze jest tak, że Sowieci się tylko bronią, ewentualnie tylko kontratakują. Nigdy nie jest tak, że to oni atakują kogoś najpierw.
Propaganda to jedno, ale przekłamywanie faktów historycznych to drugie.
W filmie Fomin sam się poddaje Niemcom, chociaż są źródła dowodzące, że wydał go jeden z żołnierzy.
Twierdza brzeska w filmie wydaje się być wypchana cywilami, którzy giną setkami - tymczasem w twierdzy znalazło się zaledwie 300 cywilów, rodzin oficerów.
Absurdalną sceną, niemającą żadnego potwierdzenia w faktach, jest - ładnie co prawda zrealizowana - scena w koszarach 132. samodzielnego batalionu konwojowego NKWD, gdzie niemieckiego dywersanta Sowieci poznają po butach (pewnie, kule latają naokoło, a ty patrz człowieku, jakie ktoś ma gwoździe w podeszwie).
Co więcej, są poważne wątpliwości, by 132. batalion w ogóle brał udział w walce (o kwestii obrony poniżej).
W pewnym momencie w filmie giną wyłącznie Niemcy, co jest całkowitym absurdem (moment ten trwa ok. pół godziny aż do nocnej próby przebicia się), bo 4/5 niemieckich strat przypadło na pierwsze dwa dni walki w twierdzy - ostatecznie 45. Dywizja straciła 428 zabitych i 668 rannych w ciągu całego oblężenia (i nie tylko w twierdzy, ale w całym Brześciu), zaś sowieckie straty to minimum 2 tysiące zabitych. Warto tu dodać, że ostatnim (i jedynym tego dnia) niemieckim żołnierzem (nie wiem, czy nie upamiętniono tego w filmie) był poległy 27 czerwca Oberfeldwebel Erich Mathwig.
Niemcy w pewnym momencie wycofują się w panice do ''Klubu'', czyli dawnej cerkwi św. Mikołaja - tymczasem budynek te górował nad sowieckimi pozycjami i Niemcy mieli doskonały wgląd w sowiecką obronę.
W filmie kilkukrotnie pada, że wojny wszyscy się spodziewali i czekali na nią - no, jakoś tego nie widać.
Jeśli chodzi o samą twierdzę brzeską, to w filmie oczywiście nie pokazano też:
- rozstrzeliwań i czystek przeprowadzanych w twierdzy przez 132. batalion NKWD - w podziemiach twierdzy byli zamknięci więźniowie, w tym Polacy, których eksterminowano już w trakcie oblężenia. NKWD mordowało ich w celach granatami i bagnetami;
- czystek pośród samych czerwonoarmistów - ci, którzy próbowali uciec, albo zdezerterować, albo poddać się, byli na miejscu rozstrzeliwani przez politruków i NKWD. Wielu, zwłaszcza z ''zachodniej'' Białorusi (tj. Polski) po prostu próbowało się ukryć w piwnicach, skąd wyciągali ich siłą szalejący enkawudziści;
- panicznej ucieczki blisko połowy (!) garnizonu, która uciekła do godz. 9 22 czerwca, zanim Niemcy zamknęli pierścień okrążenia (w filmie pokazano to jako niewielką ruchawkę; pozbawieni dowództwa, spanikowani żołnierze, nierzadko półnago, bo nie miel kiedy się ubrać, uciekali z twierdzy czym prędzej);
-warto też dodać, że jednostki z twierdzy nie były jakiejś szczególnej wartości bojowej, nawet w czasie pokoju miały problem ze sprawną organizacją i zajmowaniem pozycji obronnych - nie zaminowano nawet mostów, ani nie przygotowano realnych pozycji. Niemcy byli zdumieni beztroską sowieckiej załogi, która nie zamaskowała nawet pojazdów (paradoksalnie, to po raz kolejny potwierdza teorię Suworowa)
- cała obrona była po prostu chaotyczną, bezładną strzelaniną zbieraniny wojsk w rozsianych punktach oporu, nie było łączności, komunikowano się przez gońców. Jeśli ci ginęli, to łączność się zrywała. Obrońcy poszczególnych punktów (głównie umocnień Kobryńskich i Cytadeli) byli mieszaniną ludzi z różnych jednostek;
Należy też pamiętać, że po kilku nieudanych podejściach Niemcy po prostu zostawili twierdzę w spokoju, wiedząc, że obrońcy wymrą z pragnienia i głodu. Sama twierdza w niczym im nie przeszkadzała - kontrolowali w końcu miasto i magistralę kolejową.
Paradoksalnie, film jednak potwierdza straszliwą nieudolność Armii Czerwonej. W twierdzy nie ma podziemnych zbiorników z wodą, nie ma schronów, ani rowów przeciwlotniczych, nie ma agregatów prądotwórczych, nie ma telefonów polowych. Nie ma absolutnie niczego, co pozwoliłoby prowadzić obronę. Szpital mieści się w piwnicach Cytadeli, a oświetla go żołnierz, kręcący korbką w ręcznym agregacie. Nic nie jest przygotowane tak, jak być powinno.
Wracając do filmu, to technicznie jest świetnie zrealizowany. Ma piękną muzykę, dużo bardzo ładnych ujęć, charakteryzacja i efekty na bardzo dobrym poziomie. Mi chyba najbardziej podobała się scena dotycząca nocnej próby przebicia się obrońców 25 czerwca. No i - spoglądający z Bramy Chełmskiej polski orzeł, który niewymownie wskazuje, kto wcześniej bronił Twierdzy...
Ja osobiście daję 4/10, głównie za stronę techniczną filmu. Ujdzie, ale w bólach.