Kolejne podejście Bromskiego do opisania współczesnej polityki. Pierwszy raz zrobiono to kradnąc pomysł na serial pt. 'Kariera Sebastiana Dyzmy' i tam w ostatecznej wersji to aktor Mikołaj Grabowski odsłania jak bardzo chory jest system gdzie Ministrem Obrony jest nauczyciel WFu. W Królowym moście mamy podobną scenę - tylko tu, to ksiądz rozdziela kto kim będzie. Ale teraz już wedle kompetencji - taka to ma być 'Nowa Lepsza Polska'. (A tymczasem uśmiechnięta koalicja pokazała nam jak to teraz jest z kompetencjami w spółkach skarbu Państwa.) Ciekawe dlaczego przesunięto też premierę filmu o blisko rok.
Zobaczcie, że w obu w/w filmach to Łukaszewicz gra kogoś kto ma ostatecznie o wszystkim zadecydować. Tylko, że w tym najnowszym filmie decyduje na podstawie czego? Zwidy/szeptuchy, która na niego nakrzyczała? To najsłabszy motyw tej odsłony z serii 'U Pana Boga'. Może by ta postać się obroniła gdyby była przedstawiona jako duch opatrzności, który czuwa i dba, aby wprowadzano coś dobrego. A wystarczyło w nowej odsłonie przypomnieć słowa Mikołaja Grabowskiego z Nikosia i każdy by przyznał - cholera faktycznie trzeba coś zmienić, bo Bromski ma rację i skoro centrala nie umie rządzić to może trzeba się rozdzielić, wprowadzić coś a la landy.
W całym filmie jest dużo momentów, aby ksiądz zabłysnął ciekawym komentarzem, ale skupiono się na czymś innym zamiast dopracować dialogi. Te również u innych postaci kuleją - np. wszystkie rozmowy między dyżurnym zakochanym brzmią jak z czeskiego filmu, a te kręcone na dziedzińcu Alumnatu to już w ogóle jak jakaś korpogadka. Nie ma tu żadnej chemii między postaciami ani czegoś co sprawiłoby, że chcesz im kibicować. Na sali kinowej niektórzy nie wytrzymali po scenie latającego Dziuby i wyszli z kina. To wszystko sprawia, że film jest bardziej porównywany do 'Ślicznotki' niż czegoś godnego serii 'U Pana Boga'.
Obawiam się, że 'w ogródku' było za dużo gnoju i wszystko zgniło zamiast dobrze wyrosnąć.