Co to ma być? Kiczowata szmira, nic więcej. Książka jest fantastyczna, czuć w niej Orwellowskie smaczki, mamy bohatera, który walczy o życie rodziny i sam decyduje się na udział w grze. Jest kamieniem w koronie Stephena Kinga. Film to porażka, daję 5, bo może bez czytania książki dałabym radę obejrzeć go do końca.
Nie można traktować tego filmu raczej jako adaptacji książki. Filmy z Arnoldem mają swój osobny gatunek i są po prostu filmami z Arnoldem. "Uciekiniera" ogląda się w sumie dość przyjemnie. Jest kiczowaty i do "Pamięci Absolutnej" się nie umywa, ale wciąż w przeciwieństwie do większości dzisiejszych blockbusterów, przynajmniej ma jakiś scenariusz ;] Dając mu 7 nie jestem do końca obiektywny, ale myślę, że Twoja 5-tka wcale nie jest chybioną oceną. Proponuję podejść do tego filmu jeszcze raz, najlepiej w towarzystwie dobrych znajomych i z michą popcornu, i po prostu cieszyć się Arnoldem ;]
Kicz nie jest wcale wadą w przypadku filmów z tamtych lat. Uciekinier ma u mnie 8/10 i żadne niedociągnięcia tego nie zmienią.
Popieram, ważne jest nastawienie. Oczekiwanie od Arnolda dramatycznego bohatera o głębokiej osobowości to... to... to jak oczekiwanie że pies będzie miauczeć. Wbrew naturze. A scenariusz jest ewidentnie pod niego napisany.
Zgadzam się całkowicie. Uciekinier to jedna z najlepszych książek Kinga. Ten film powinien mieć inny tytuł, bohater powinien inaczej się nazywać, a nazwiska Kinga nie powinno tam być. Wtedy być może popatrzyłbym na niego łaskawszym okiem.
Aż tak daleko pójść chyba nie mogli, wiesz - prawa autorskie. Ale do zmiany imienia bohatera się zgadzam, to była zupełnie inna historia (co jestem w stanie stwierdzić po przeczytaniu zaledwie wstępu w księgarni).
Ale patrząc obiektywnie scenariusz jest spójny, a film ma typowy klimat swoich czasów. Jest głupiutki, zwłaszcza pod koniec, ale ma też swoje własne przesłanie. Z oryginału zapożycza świat, ale dobrze sobie chyba z nim radzi.
Masz rację co do scenariusza, klimatu ówczesnych lat i przesłania. Niemniej książkę i film dzieli przepaść.