Na starcie zaznaczam, żebyście mi nie mówili, że nie znam się na horrorach, ani nic podobnego, bo osobiście bardzo je lubię (do tego nie muszę się na filmach znać). Powiedzcie mi tylko, co w tym filmie można uznać za jakiekolwiek szczątki horroru?
Horror ma straszyć, trzymać w napięciu, a na tym filmie chciało mi się tylko płakać z żalu i zażenowania. Nie wiem jakim cudem zdołałem obejrzeć go do końca.
Streśćmy. Chłopiec chory na raka. Cała rodzina przeprowadza się do miasta, gdzie będzie leczony, wynająwszy jakiś stary dom. Okazuje się, że w owym domu straszy. A jednak nie straszy, to tajemnicze duchy chcą coś od umierającego chłopaka. Z czasem wychodzi, że ten dom w przeszłości był domem pogrzebowym. Umierający pacjent zdając sobie sprawę, że i tak niedługo będzie martwy, postanawia się zabić, aby im pomóc... W obawie przed zlinczowaniem przez tych, którzy jeszcze nie oglądali resztę przemilczę.
To ma być oparte na faktach?!? No nie, twórcy filmu kpią sobie z widzów. Prędzej uwierzyłbym, że "Władca Pierścieni" to prawdziwa historia. Idąc tokiem myślenia scenarzystów, można by założyć, że "Efekt motyla" również jest oparty na faktach.
Odradzam, nikt nie odżałuje straconych 102. minut. 2/10 tylko dlatego, że widziałem kilka gorszych produkcji.