Bardzo ciekawy scenariusz (w końcu Peter Atkins był odpowiedzialny za scenariusze do trzech "Hellraiserów"), szkoda, że nie wykorzystano całego jego potencjału. Przede wszystkim, podobały mi się nawiązania do innych horrorów - wśród obsady znajdziemy Roberta Englunda, Tony'ego Todda, Teda Raimiego i George'a Flowera, których większość powinna dobrze kojarzyć, bo w horrorach występowali najczęściej. Podobało mi się to, że na przyjęciu jeden z gości ginie podobnie do barmana w "Hellraiser III" (tam drut kolczasty oplątał twarz, tu - struny), którego zupełnie przypadkiem grał Peter Atkins. Kolejnym plusem są sceny gore, których jest całkiem sporo i są bardzo dobrze zrobione. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, że tak brutalne filmy pod koniec lat 90-tych nadal się w Ameryce robiło. Niestety w filmie jest parę pomniejszych wpadek (np. słowa bohaterki "mów dalej", które dżin przecież mógł potraktować jako życzenie, a tego nie zrobił) i jedna większa. Kompletnie nie podobał mi się sam dżin. Jego charakteryzacja jest strasznie marna (no kurde, przecież w "Nightbreed" były dziesiątki potworów i większość wyglądała lepiej!), a poza tym, wygląda jak jakiś spasiony troll. Do tego jeszcze głos ma jakiś taki średni. Na prawdę można to było zrobić dużo lepiej. Poza tym, film straszy nagłymi momentami (np. dziewczyna w masce), ale w chwilach zupełnie niestrasznych. Szkoda, że reżyser nie postarał się o taką atmosferę w późniejszych scenach. Ogólnie "Władca życzeń" jest filmem dobrym, ale można było go zrobić dużo lepiej. Tak czy tak, warto się z nim zapoznać.