Przeczytałam książkę, a przez następne 3 dni cały czas o niej myślałam. Była okropna jak również wspaniała, miała w sobie tyle sprzeczności, że nie dało się od niej odciągnąć. Chciałam przewertować parę stron na spróbowanie... skończyło się na tym, że przeczytałam na raz całą książkę. Film był taki sam. Scena śmierci Prosiaczka nadal kotłuje mi się w głowię. Ani o filmie ani o książce nie da się szybko zapomnieć. Efekty po usłyszeniu historii chłopców na bezludnej wyspie można porównać do alkoholu: Jak jesteś w trakcie jesteś zadowolony, potem skołowany, następnie tego żałujesz (zazwyczaj na drugi dzień), a skutki nie miną jeszcze przez dłuższy czas.