Zgadzam się z jednym z postów poniżej o filmwebowcach którzy nie znają się na kinie, ale moje 7/10 jest zupełnie szczerą oceną, która mi się nasunęła po seansie ;)
Szczerze mówiąc, to generalnie nie moja "działka" w kinie i chciałam obejrzeć film z ciekawości, co też tak się podoba krytykom. To moje wnioski:
George Clooney - bardzo dobry; mam głupi może zwyczaj sugerowania sie przy oglądaniu ocenami krytyków i porównywania ich z własną, ale tutaj się zgadzam, był bardzo naturalny; Vera Farmiga i Anne Kendrick były też bardzo przekonujące i podobały mi się ich postacie; co do scenariusza dobry, ale jak dla mnie trochę za mało zaskakujący...
Czegoś mi w tym filmie brakowało, stąd to 7, nie 8. Nie porwał mnie.
Dałam 8/10 i nie znam się na kinie.
Lubię oglądać filmy w wolnym czasie.
"Up in the air" zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie.
Interesujące dialogi- nie za głupie, ale nie tak wzniosłe i nie tak depresyjne jak wskazuje na to sam temat utraty pracy z jednej strony i pretendowanie do bycia niezależnym, samowystarczalnym, wyjałowionym z uczuć człowiekiem sukcesu bez rozdziny ani przyjaciół z drugiej.
Pozytywnie zaskoczył mnie Clooney, po którym nie spodziewałam się takiej autentyczności i umiejętnego oddania pozycji przegranego, prawie było mi go szkoda, że nie nie wyszło mu z Alex. Jej postać przypadła mi do gustu, ponieważ już myślałam, że chciałabym taka być, a tu zawód w postaci tupotu na schodach. Brakuje zakończenia, ale to podoba mi się chyba najbardziej.
Fakt solidny film, ale na Oscara to chyba jednak trochę za mało. Faktycznie na uwagę za sługują dialogi, które są niewątpliwe jedną z najmocniejszych stron w tym filmie. George Clooney, Vera Farmiga i Anna Kendrick też jak najbardziej na plus. Podobało mi się też takie balansowanie reżysera raz mamy do czynienia z przyjemną ciepłą komedyjką, później zgrabne przejście do romansidła, a gdy widz już jest niemal przekonany o ckliwym happyendzie, kolejna zmiana i tym razem mam do czynienia z dramatem. Bardzo dobrze to wyszło ;)
"SOLIDNY" to też pierwsze słowo jakie przyszło mi po obejrzeniu tego filmu...ale bez fajerwerków. W ogóle oglądałam wcześniej Juno i Dziękujemy za palenie i Reitman mimo młodego wieku wydaje mi się bardzo obiecującym i SOLIDNYM reżyserem. Jego filmy są oparte na dość oryginalnym pomyśle, inteligentnych dialogach i dobrym aktorstwie. Wart uwagi, ale mi zabrakło jeszcze "czegoś", jakiejś iskry żeby zaliczyć film do ulubionych.
A swoją drogą, czy taki zawód naprawdę istnieje? Czy w USA naprawdę zdarzają się wyspecjalizowani "zwalniacze" co podróżują po całych Stanach by powiedzieć kilku pracownikom taką formułkę i wręczyć poradnik "jak radzić sobie ze zwolnieniem", bo szefowie nie mają cojones by zrobić to samodzielnie?Czy to się komuś opłaci?
Dla mnie 8/10 bo nie ma oceny 7,5
Plus za fabułę, brawa dla Anny i Very (szczególnie jestem mile zaskoczona tą pierwszą i będę śledzić jej dalsze poczynania). Minus za Clooneya - mam wrażenie że od dawna nie pokazał nic nowego. Jednak pozostaje jakiś niedosyt, bo w obliczu tylu nagród spodziewałam się czegoś bardziej powalającego. Ogólnie mogę polecić, ale wyczekiwanego szału nie ma.
Również nie jestem znawcą, choć myślałam, że film skończy sie jakimś bardziej oryginalnym przesłaniem. Wiadomo, niektórzy ludzie nie są stworzeni do tego, aby żyć blisko rodziny, niektórzy żyją, ale i tak z niej uciekają(patrz Alex). Potrzeba samotności i podróżowania również nie jest jakaś znowu niesamowita - każdy ma w pewnym momenci dosyć ludzi i chętnie zostawił by to wszytsko za sobą. Film broni się za to dobrym aktorstwem - Clooney gra dobrze, ale nie na miarę oskara. Wydaję mi się, że Farmiga i Kenndrick( która rozkwitnęła w tym filmie) mają większą szansę.Bywaję fajne sceny np. gdy Ryan i Natalie robią zdjęcia, ale ten film nie ma nic nowego w sobie - trochę przereklamowany.