Ale nominację dostał z wiadomych względów bo tematyka holokaustu.
Ale dobrze że nie dostał Oscara.
Szkoda że "wiadome względy" jakoś nie chciały docenić "Kornblumenblau" i "Korczaka", bo i owe filmy były kiedyś naszymi kandydatami (nie wiedziałeś, prawda?), mielibyśmy o dwie nominacje więcej na koncie.
A, odrobinki prestiżu przybywa... No i czasami również kasy, bo nominacja do Oscara jakby nie patrzeć, jest niezłą reklamą, na całym świecie zgrbsza.
No ale te filmy nie dostały nominacji. Ciekawe czemu ?
Moze ich twórcy nie mieli wiadomego pochodzenia narodowościowego nawet ze strony ojca, bo lepiej by było jakby ze strony matki miec wiadome pochodzenie.
Yeah, yeah... Ale miłą odmianą jest że chociaż ty, spośród mnóstwa filmwebowych oszołomów, nie uważasz Wajdy za Żyda.
Nie uważam.
Co prawda mam do Wajdy z innych powodów ambiwalentny stosunek ale ma u mnie plusy za dobre filmy głównie te z lat 50, 60, 70
co to k... za gadka, miłą odmianą hahaha ! albo sie jest żydem albo nie a kwestia tego czy ktoś uważa kogoś czy nie to ku.wa śmieszne . Co do Wajdy, wiadomo jak jest, Polański przynajmniej się nie tajniaczy . Jednego i drugiego uwielbiam za zacne filmy ! pzdr
Nie, bo dla pewnego typu ludzi Żydem (tudzież np. masonem) człowiek staje się w momencie odniesienia jakegoś sukcesu.
W pełni się zgadzam.Nie wiem, czy to przez to, że temat holocaustu jest już jak dla mnie wyczerpany czy przez to, że film nie był arcydziełem, ale uważam że nie zasłużył na tego Oscara. Był dobry owszem, ale ile można zrobić w Polsce filmów o żydach i wojnie? Nie ma bardziej uniwersalnych tematów?
Pewnie do upadłego bedą robić filmy o takiej tematyce, a jeśli nie to przynajmniej od czasu do czasu powstanie jakieś "Wybitne dzieło" na ten temat.
No chyba ze się mylę.
Moze inaczej wygladałaby sytuacja w przypadku "W ciemności" gdyby ten film powstał gdzieś między "Lista Schindlera" a "Pianista", wtedy szanse może byłyby o wiele większe.
A tak to nawet żydom w Ameryce temat holokaustu się przejadł i sami pisali w gazetach i sie wypowiadali ze już za dużo filmów na ten temat powastało.
I do upadłego ty i tobie podobni będziecie trwonić swój czas i energię najeżdżając na takie filmy, tak jakby miało to cokolwiek zmienić.
I na marginesie: kilka lat po "Pianiście" Oscara w kategorii obcojęzycznej dostali "Fałszerze" (zapomniało się, co?), z drugiej strony olano takie filmy jak: "Czarna księga" (polecam), "Chłopiec w pasiastej piżamie", "Opór" (jedna nomka - za muzykę) czy "Złamana obietnica", więc owo "przejedzenie" coś mocno w kratkę działa. Hmm, a może pomogło "Fałszerzom" to, że to film zwyczajnie kapitalny, najlepszy z wymienionych (i lepszy od "W ciemności")?
No to w niewłaściwą kratke trafiła Holland, bo w tym roku było przejedzenie właśnie i nie doceniono jej filmu, a za parę lat okażę się że znowu ktoś na świecie zrobi film o holokauście i Oscar(y) zgarnie.
Nie doceniono? Nominacja to jest nic? Wejście do pierwszej piątki spośród ponad 60 filmów z całego świata to chyba jednak całkie spore wyróżnienie, nie sądzisz? W "niewłaściwą kratkę", jeśli już, to trafili twórcy innych wymienionych przeze mnie filmów. Ale w ogóle sporo tych kratek było w historii, skoro do Oscara (w dowolnej kategorii) nominowano ledwie kilkanaście filmów o Holocauście przez te 66 lat, które minęły od końca wojny, co stanowi przeca kroplę w morzu, jeśli nie oceanie.
I ponownie na margnesie: nie widzisz waćpanie, że dając temu filmowi 1/10 wyłącznie za tematykę, robisz to samo (tylko w drugą stronę), o co oskarżasz członków Akademii?
Ty bardzo lubisz gadać - pisać na tych forach. Nie szkoda ci czasu i energii ?? Bardzo się tu udzielasz na niekórych forach tak jak wspomniałem.
Ale takie chyba jest twoje hobby, no cóż każdy ma inne. I dobrze.
Pisanie tu to dla mnie chwilowe oderwanie od, ehem, znoju. I zwykle nie zajmuje mi to więcej niż 15-30 min dziennie. Energii mi (ogólnie) nie szkoda, bo trafiam czasami na ludzi, z którymi zwyczajnie warto zamienić kilka słów, dzięki którym muszę ruszyć głową, ciut poszerzyć wiedzę itd. No i mam też taką naiwną satysfakcję, gdy taki ktoś dzięki mne dowie się czegoś nowego. Na tym chyba to całe dyskutowanie mniej więcej polega, przynajmniej dla ludzi na jako takim poziomie.
Z drugiej strony oczywiście (UWAGA! NAK***WIAM ALUZJĘ!) trafiają się osobniki odporne na wiedzę i argumentację, no ale cóż, ryzyko zawodowe.
Ojoj, a to niedobrze, co?
PS "nadęty jak bęben"? Pierwszy raz słyszę takie porównanie...
Myślę że "Róża" mogłaby powalczyć z "Rozstaniem" o Oscara, ale teraz to już tylko gdybanie...
Po pierwsze: niekonieczne, bo zgodnie z regulaminem "Róża" wciąż może być naszym kandydatem za rok 2012, jako że pierwsze publiczne, otwarte, komercyjne i trwające 7 kolejnych dni pokazy filmu w Polsce miały miejsce dopiero w grudniu 2011, a "rok" w tej kategorii "trwa" od października do września.
Po drugie: "Róża" praktycznie nie ma szans być zrozumiana (a co za tym idzie doceniona, chyba że np. za zdjęcia) poza Polską. Smarzowski to twórca wybitny, ale hermetyczny.
Pozdrawiam
Jeżeli dostanie nominację za rok, będę bardzo usatysfakcjonowany. Według mnie oscary są gówno warte, ale nominacja daje szanse na zyskanie przez film rozgłosu.
Też bym sobie tego życzył, ale (patrz "po drugie") jest bardzo mało prawdopodobne by ten film wystawiono jako naszego kandydata i jeszcze mniej by Akademia go doceniła. Piękny pokaz hermetyczności tego filmu mieliśmy na zeszłorocznym Festiwalu w Gdyni, gdzie "Róża" zgarnęła chyba wszystkie możliwe nagrody przyznawane przez Polaków (m.in. nagrodę dziennikarzy i Złotego Klakiera), ale międzynarodowe jury wolało nagrodzić zrozumiałe dla siebie "Essential Killing" Skolimowskiego, "Róży" dając jedynie jedną nagrodę aktorską (dla Dorocińskiego).
W sumie mądrze prawisz ale warto posłuchać wypowiedzi Agaty Kuleszy na ten temat (zaczyna się w 3 minucie tego filmu) http://www.youtube.com/watch?v=BXuyQoU9kDE&feature=relmfu
Hmm, no to trochę zmienia postać rzeczy, ale co do werdyktu WFF to jestem ciut sceptyczny, jako że film jechał na ten festiwal ze "sławą" Wielkiego Pominiętego z Gdyni, i to być może w jakiś sposób zaważyło na werdykcie. Pani Kulesza mądrze mówi, że najważniejsza w tym filmie jest miłość dwójki "poobijanych" bohaterów, która powinna być zrozumiała na każdej szerokości geograficznej, sądze jednak że bariera kulturowo-historyczna jest zbyt trudna do przeskoczenia (zwłaszcza za oceanem). I mam tu na myśli zarówno wiedzę czysto historyczną (stosunek władzy ludowej do AK - kto o tym wie na zachodzie?), jak i pojęcie o naszych polsko-niemiecko-rosyjskich animozjach, sięgających przecież korzeniami czasów znacznie dawniejszych niż IIWŚ.