Po 17 latach facet przyjeżdża do rodzinnego domu na pogrzeb ojca. Pod wpływem wyrzutów, jakie mu robi brat, postanawia zostać na dłużej niż dwa dni jak planował. Poznaje dziewczynę, rozmawiają i ogólnie spędzają ze sobą dużo czasu.
Tymi schematami to ja już zaczynam wymiotować. Ludzie wpieprzają się w nie swoje interesy enty raz, w identyczny sposób. Facet + kobieta, nie, to musi oznaczać tylko seks. A jak seks, to skandal. Skoro skandal, no to trzeba coś z tym zrobić. Postronne kretyny chłoną te głupoty, przetwarzają na swoje i wychodzą jeszcze większe niż były. Bla bla bla.
Oprócz tego, poronione relacje matka – córka – przybrany ojciec – prawdziwy ojciec – i kilka innych osób. Przez jakiś czas udaje się je utrzymać w miarę racjonalnym stanie, ale w pewnym momencie granice te pękają i zaczyna dominować kretynizm. Cała tragedia rodzinna i cały sens zakończenia opiera się na tym, że autorzy z w miarę porządnie napisanych postaci robią totalnych kretynów. Żadna osoba nie potrafi powiedzieć o co jej chodzi, przestają się nawzajem rozumieć i bum. „Powiedziałeś jej o nas?; Miałeś nie wchodzić do środku” – i wszyscy dookoła dopowiadają sobie, co on ukrywa, i co miał powiedzieć. Oczywiście błędnie. Takie przykłady się mnoży: „Wiedziałeś?”, „Mówisz prawdę?”, „Jesteś pewny?”. Nikt nie udziela prawidłowych odpowiedzi, wszyscy dopowiadają sobie co nie trzeba i nikt tego nie zmienia. Piaskownica.
O, i szkoda Macfadyena. Miał szansę być Pattinsonem 6 lat przed nim samym.
5/10