…(Sly – scenariusz i Jason w głównej), w zasadzie wiedziałem, czego mogę się spodziewać (prostej papki, zwanej „filmem akcji”). Ale nie myślałem, że po tylu filmach z tak banalnymi, oklepanymi, przewidywalnymi scenariuszami, można zrobić kolejny taki
sam. Już po pierwszej scenie wiadomo, że Broker jest agentem, że podczas tego spotkania, coś nie do końca się uda. Po groźbach bandziora – wiadomo było, że Broker przeniesie się gdzieś w cholerę, a tam ktoś go w końcu znajdzie/rozpozna i dojdzie do
ostatecznej konfrontacji (jeśli nie z bandziorem, który uciekł/wyszedł z więzienia, to z jego gangiem), w której Broker będzie walczył i strzelał, aż w końcu zwycięży. :) Ciągle ten sam schemat: problem, potem jego szybkie rozwiązanie, pokazanie sielanki nowego
życia, później znowu mały problem, który się rozdmuchuje, i… z góry wiadome zakończenie.
Statham to całkiem dobry aktor, ale tak już mocno osiadł w tej szufladce, że już chyba z niej nie wyskoczy. Za kilka lat stoczy się do poziomu Seagala, i tyle z tego będzie. Szkoda. Szkoda faceta na takie banały. Oczywiście – twarz, mimika, sylwetka a nawet głos –
jak skrojone do takich ról, ale mimo wszystko ciągle liczę na coś więcej.

Dałem 4 gwiazdki tylko dlatego, że wiedziałem, że w filmie akcji nic mnie raczej nie zaskoczy, i tylko z sympatii do Jasona. Gdyby oceniać ten produkt ot tak – jak każdy inny film, to zasłużyłby na max 2 (bo jednak widziałem już znacznie gorsze).