Zaraz po obejrzeniu filmu wydał mi się dość mocno odrealniony i pomyślałem sobie, że z niektórymi scenami realizatorzy nieco przesadzili. Ale później zacząłem czytać więcej o historii zamachu i okazało się, że rzeczywiście w najbardziej patetycznej ale też wzruszającej scenie adiutant Stauffenberga rzucając się by zasłonić go przed salwą plutony to tylko odtworzenie rzeczywistej sytuacji, która miała miejsce podczas egzekucji. Stauffenberg zgodnie z tym co pokazali twórcy filmu rzeczywiście wykrzyczał przed śmiercią to patetyczne zdanie (choć trwają spory jak ono dokładnie brzmiało) ale któż z nas na jego miejscu odmówiłby sobie krzyknięcia "Jeszcze Polska nie zginęła" czy czegoś w tym stylu? Postać grana przez Brannagha rzeczywiście popełniła samobójstwo przez wysadzenie się granatem a wcześniej próbował on zabić Hitlera m.in. za pomocą butelki z alkoholem i bombą.
Co więcej rzeczywiście spisek był dość szeroko zakrojony i brało w nim udział bardzo wiele osób a mimo to miał on ogromne szanse się powieść gdyż Gestapo nie zdołało zdekonspirować zamachowców przed wysadzeniem Wilczego Szańca (mimo że zaczęły się już pewne aresztowania mniej prominentnych członków spisku).
Wydawało mi się to strasznie niewiarygodne, że przy takiej ilości zaangażowanych osób udało się uniknąć wpadki ale okazuje się, że życie zawsze przerasta wyobraźnie scenarzysty i film jest zadziwiająco wierny historycznym przekazom (vide oświadczenia podczas procesu, poszczególne wypowiedzi Stauffenberga, treść wypowiedzi Hitlera).
Zdziwiło mnie, że Hitler nie skazał na śmierć żony Stauffenberga (tak jak pokazano na filmie w chwili zamachu była ona w ciąży - nie dotarłem jednak do informacji, czy jej mąż o tym wiedział i mimo to zdecydował się na kontynuowanie przygotowań do zamachu) ani jego dzieci. Żona trafiła do więzienia, a dzieci oddano rodzinom zastępczym ale przeżyli wojnę w komplecie i po 1945 roku jedno z nich zostało generałem, a inne deputowanym Bundestagu i Parlamentu Europejskiego.
Przed tym filmem myślałem że Stauffenberg był samotnym marzycielem, który chciał zabić Hitlera poświęcając się na ołtarzu Ojczyzny. A on miał szeroko zakrojony plan, który miał spore szanse powodzenia gdyby nie niesamowity fuks Hitlera. Gdzie był Bóg podczas tych wszystkich prób zamachów na fuhrera? Dlaczego go ochronił?
Myślę, że nawet gdyby Stauffenberg wiedział, że jego żona była w ciąży to nic by nie zmieniło. Przecież nie było to jego pierwsze dziecko - skoro mógł zostawić tamte, to czemu nie kolejne? Jego misja była dla niego ważniejsza niż cokolwiek innego.
Cieszę się, że choć ktoś docenił ten film, a nie tylko burzył się na niezgodności historyczne. Nigdy, nawet w filmie dokumentalnym, nie da się przedstawić historii idealnie, więc przestańmy się czepiać i spójrzmy na film jako sztukę, która daje pole do popisu reżyserom. I tyle. Dobry film.