Moim zdaniem Tom Cruise w ogóle nie pasuje do tej roli. Jakoś ten mundur mu nie pasuje. Co sądzicie o jego roli?
Pasuje, pasuje. Nie róbmy z niego nieudacznika nie potrafiącego porządnie zagrać swojej roli. Mam nadzieję, że film zbierze pozytywne recenzje, a sam Cruise otrzyma kolejną nominację do Oskara. Trzymam kciuki.
5 sekund przed zobaczeniem twojego posta powiedziałem do brata dokładnie to samo ^^ - Tom Cruise ma zbyt "amerykańską" urodę jak dla mnie.
Po zwiastunie który właśnie zobaczyłem byłbym bardziej skłonny obstawiać, ze Cruise dostanie za tę rolę nominację do Maliny, a nie do Oscara.
Ktoś zrobił z niego wielkiego aktora, bo kiedyś zagrał świetnie w "Urodzonym 4 lipca" i potem wypadł równie dobrze w "Magnolii". Niestety od 8 lat nie zagrał ani jednej sensownej roli, jedynie oglądając go w "Raporcie mniejszości" nie miałem ochoty, by go rozszarpać. W zwiastunie "Walkirii" znów wypadł zdecydowanie słabo. Nie mogliby zatrudnić w tej roli aktora, który jest w formie? Nie, musieli mieć jak zwykle gwiazdę.
Na szczęście nie ma czegoś takiego jak najlepsza rola męska w zwiastunach:P A za Toma trzymam kciuki.
Mmmmmm w Zakładniku wypadł reweacyjnie(zimny i wyrachowany- scena w clubie jazzowym)
Ale kto zrobił z niego wielkiego aktora? ;) Czy mógłbyś nieco rozwinąć swoją myśl? ;)
W moim przekonaniu, Cruise jest aktorem bez wątpienia dobrym. Wybitnym być może dopiero będzie (no co?, proszę się nie śmiać!;), bo któż to może wiedzieć, co nam przyszłość zgotuje...
Ma na swoim koncie sporo ról dobrych i kilka bardzo dobrych ("Urodzony 4 lipca", "Wywiad z wampirem" - rola wręcz wybitna!, "Magnolia"), które to role przecież nie mogły się wziąć z powietrza. Bo czy taki autorytet jak Kubrick zatrudniałby do swojego filmu, do głównej roli w swoim filmie, totalnego słabeusza? Inną kwestią jest jego życie prywatne. Mnie jednak nie bardzo obchodzi, co aktorzy robią po godzinach. Ich sprawa.
Zwiastun "Walkirii" jest zachęcający. Żadna błyskawica mi nie przeszkadzała (przecież mogli tylko tak zmontować, że grzmi akurat w momencie w którym Cruise mówi "musimy zabić Hitlera" - w zwiastunach to normalne), Tom sprawia pozytywne wrażenie (nie odważyłbym się po tych kilku sekundach z jego udziałem powiedzieć, że zagrał źle - poczekajmy na cały film), a Singer może gwarantować widowisko stojące na wysokim poziomie artystycznym, a do tego trzymające w olbrzymim napięciu (w końcu jest to thriller). Poza tym jestem ciekawy jak to mogło wyglądać naprawdę, a to z bardzo prostego powodu - będąc małym dzieckiem, sam również przeprowadzałem zamachy na Hitlera :DDD
Po pierwsze - Nie wiem czemu po Singerze wnioskujesz kino na wysokim poziomie artystycznym, bo to twórca raczej komercyjny i rozrywkowy, jakieś bardziej artystyczne zapędy miał jedynie przy okazji "Ucznia szatana". Ostatnio już w ogóle pochłonęło go kino stricte komercyjne, więc szczerze mówiąc nie wiem w jakiej jest formie, ale tematyka tego filmu nie napawa mnie wcale optymizmem.
Po drugie - Wybitnym aktorem się jest, a nie staje się nim, można ewentualnie się z wiekiem "wyrobić", ale to Cruise'owi chyba nie grozi, bo kiedyś był jakiś bardziej spontaniczny, z wiekiem coraz większe drewno się z niego robi. Oczywiście zdarzają mu się rolę jak najbardziej udane, ale więcej jest jego występów, które mnie irytowały. I rzeczywiście w "Wywiadzie z wampirem" był bardzo dobry. Jak widać aktor nierówny i bardziej od jego talentu podejrzewałbym dobre pokierowanie przez reżyserów, bo o dziwo akurat dobre role tworzył u dobrych reżyserów, jak trafiał na gorszych, wychodziła kupa, że to tak ładnie nazwę, a jak jego rola była już marnie napisana ("Wojna światów", "Mission Impossible II") to już była kompletna kaplica i nie wiedział co z nią począć. Dobry aktor powinien jednak umieć przeczytać nawet książkę telefoniczną w sposób interesujący ;)
Nie zapominaj o "Podejrzanych", kino raczej nei nastawione na zarabianie wielkich pieniędzy. Do tego, tak jak mówisz "Ucznia szatana" i te dwa tytuły w zupełności wystarczą, aby w przypadku "Walkirii" spodziewać się po reżyserze "X-menów" obrazu stojącego na wysokim poziomie artystycznym. No i ta obsada zwalająca z nóg! Jestem spokojny :)
Skoro Bruce Wayne stał się Batmanem, Cruise może stać się wybitnym aktorem ;)
A serio - nie będzie Tomowi łatwo. Przede wszystkim koniecznie musi chcieć być AKTOREM, a nie gwiazdą filmową. Tylko wówczas można mówić o jakichkolwiek szansach na bycie wybitnym aktorem.
Akurat jego rola w "Wojnie światów" była bardzo dobra. Cruise potrafił wiarygodnie pokazać przemianę swojego bohatera. Był znakomity zarówno w roli ojca-skurwiela, jak i ojca-opiekuna. No a "Wywiad" - nic nie trzeba mówić :) Zastanawiam się tylko, czy "Wywiad", czy "Magnolia" - w sensie jego roli życia.
Czy dlatego potrafi dobrze zagrać, bo dobrze kierowali nim reżyserzy? Uważam, że jednak trzeba coś tam umieć zagrać. Trzeba mieć ten głos, mimikę, charyzmę itd. Bez tego, nawet najlepszy reżyser świata nic nie zdziała ze swoimi cennymi wskazówkami. Dobrze jest także gdy aktor może grać w różnych gatunkach. Np. Jim Carrey od czasu do czasu próbuje dramatycznych ról. Wychodzi mu to żałośnie. A Cruise jednak ma bardzo dobre role dramatyczne. I powinien częściej grać w typowych dramatach, bo to jest jedyna dla niego szansa.
Jest się, nie staje. I tak, i nie. Ja tutaj nie chciałbym mówić, że trzeba się urodzić z wielkim talentem, ażeby być wielkim aktorem. Bo w sumie to dlaczego ktoś tam ma być wielkim aktorem, a ktoś inny już nie? To my sami narzucamy sobie te wszystkie pierdoły w stylu nagrody niby będące wyznacznikiem tego kto potrafi, a nie potrafi grać.
Weźmy Toma Hanksa. Był aktorem wybitnym? Nie, dopiero stał się nim, gdy porzucił komedie. Jak widzisz, różnie to może być w przyszłości :)
O, Mel Gibson. "Mad Max 2" - tak to było aktorstwo. A jeszcze lepiej - "Hamlet" Zeffirelliego. Poezja! Najlepsza rola Gibsona. I co później? Hollywood i aktora nie ma, bo woli być wielką gwiazdą zamiast wielkim aktorem. James Caviezel. Świetny u Malicka, świetny w "Pasji". Nie ma aktora - nie dostaje ciekawych scenariuszy.
Jak widać, wiele czynników ma wpływ na to, czy dany aktor będzie mógł zostać wybitnym aktorem.
Za Toma trzymam kciuki i nie przekreślam jego szans. Zbyt dużo ma na swoim koncie ciekawych filmów i dobrych ról. A Oskara dostanie, jestem tego pewien. Oczywiście gdy to się stanie, nie będzie wówczas oznaczało, że jest już wybitnym aktorem. Akurat w przypadku tego aktora jasno mogę stwierdzić - potrzeba mu więcej wybitnych ról, bo na dobrą sprawę takiej chyba jeszcze nie zagrał. Niemal mu się to udało u Neila Jordana. Niemal.
No dobra, nie będę wobec Cruise'a taki surowy - "Wywiad" jest jego jedyną rolą o której można powiedzieć, że jest rolą wybitną. Lepsza od "Magnolii". Najlepsza. To był rok 1994. Ufff, dawno, dawno temu. Tom, weź się do roboty! ;)
Ja pamiętam o "Podejrzanych" bardzo dobrze, to wciąż najlepszy film Singera. Tylko czy taki ambitny? To był raczej film rozrywkowy, ja tam żadnych ambicji ani zapędów artystycznych w nim nie widzę. Genialny scenariusz + rewelacyjny występ Spacey'a + bardzo dobra reżyseria + dobra muzyka. Szkoda, że żaden jego późniejszy film nie był już taki świeży.
Co do Cruise'a mamy chyba jednak nieco inne spojrzenie. W "Wojnie światów" był beznadziejny i nie wiem gdzie ty tam widziałeś grę aktorką szczerze mówiąc, phi. Moim zdaniem najlepszy był w "Magnolii", pewnie dlatego, że zagrał skurwiela jakim jest w rzeczywistości, nie wnikam w to ;) "Wywiadu z wampirem" już nie widziałem sto lat, no ale Tom tam rzeczywiście się popisał, jednak ciągle z tamtego filmu przesympatycznie wspominam Kirsten Dunst, eh dziewcze cudnie się zapowiadało, a co z tego wyszło... Na razie nic :/
Wracając do tematu, to ja nigdy nie wiedziałem o co chodzi z tym "Jerry Maguire", bo ja ten film oglądałem i na Boga nie wiem za co ten gość dostał wtedy nominację do Oscara :/ Dla mnie tylko cztery role - "Urodzony 4 lipca", "Wywiad z wampirem", "Magnolia" i "Zakładnik".
Ha,trzeba pamiętać o jego dobrych rolach w Firmie,Vanilla Sky,no i Ludzie honoru gdzie zagrał charyzmatycznego adwokata-jak przekonywująco....prawdziwy adwokat, idzie po trupach,a nie podda się.Ale to indywidualna sprawa czy nam leży aktor czy nie.No i Tomek dałby spokój z tymi bzdetami scientologicznymi.
"Podejrzni" dla mnie bez wątpienia są kinem ambitnym. Nie nazwałbym tego filmu filmem rozrywkowym. Ogólnie może nie jest to do końca typowy artystyczny film, ale w swoim gatunku za taki może uchodzić - nie ma sobie równych. Zdjęcia, stylizacja na film-noir i cała reszta o której wspomniałeś czynią z tego filmu prawdziwe arcydzieło.
Co do Cruise'a i "Wojny światów": najwyraźniej, zgoła odmiennie rozumiemy pojęcie "gra aktorska".
Akurat w przypadku "Magnolii" i "Wywiadu" zgadzamy się. Oglądając pierwszy tytuł, mnie również naszła myśl: oto prawdziwy Tom Cruise. Być może właśnie dlatego był tak przekonujący. Jego rola numer 2, dlatego, że Tomowi nie najlepiej wychodzi okazywanie głębokiego smutku. Mam na myśli płacz i łzy. W scenie z Jasonem Robardsem (czy to przypadkiem nie była najlepsza rola w filmie?) lekko mnie drażnił.
Jego numer 1 to jednak rola w filmie Neila Jordana. Jako Lestat, Cruise był wspaniały. Do niczego nie mogę się przyczepić. Idealny wybór, choć na początku Anne Rice miała spore obiekcje co do słuszności tego wyboru. Niepotrzebnie się martwiła. Kreację Cruise'a mogę postawić w jednym rzędzie z Draculą Oldmana.
Jeżeli chodzi o "Jerry'ego Maguire'a" popieram. Też mam spore wątpliwości. Pewnie to mocno zadziałało na Akademię czyli słynne "Show me the money!!!!":
http://pl.youtube.com/watch?v=ym9ZBg3UCG8
Scena świetna, Cruise świetny, ale jedna scena to trochę za mało żeby od razu przyznawać nominację do Oskara...
Jego najlepsze role (nie wszystkie filmy widziałem): "Wywiad z wampirem", "Magnolia", "Urodzony 4 lipca". Być może również "Oczy szeroko zamknięte", ale film oglądałem dawno temu, musiałbym więc go sobie przypomnieć. Wydaje mi się jednak, że u Kubricka, Cruise nie wypadł aż tak rewelacyjnie. Musiałbym ów film po raz kolejny obejrzeć...
Kirsten Dunst, rola numer 2 "Wywiadu z wampirem", ale dla niej samej wciąż numer 1. Cudowne dziecko dorosło i w żadnym wypadku nie stało się cudownym, dorosłym aktorem. Tak to już bywa z cudownymi dziećmi. Nie udało się również Annie Paquin. Za to udało się Natalie Portman, której kariera kwitnie w najlepsze.
W scenie z Jasonem Robardsem to on był naprawdę fantastyczny (byłem w szoku), myślę, że głównie za tą scenę dostał nominację do Oscara.
A w tym "show me the money" akurat żadnego geniuszu nie dostrzegam, nawet ciężko mi się domyślić skąd wynika niby kultowość tej sceny, nie rozumiem tego i tyle. Już nie mówiąc o tym, że taki w sumie co najwyżej niezły film dostał tyle nominacji do Oscara.
Ja "Eyes Wide Shut" pamiętam dobrze i Cruise wypadł jak drewno, choć nie drażnił. Za to jego (jeszcze wtedy żonka) Kidman była wyśmienita.
A Anna Paquin to rzeczywiście ma cholernego pecha, tylko akurat gdy ją oglądam na ekranie to widzę, że to jest wciąż to utalentowane genialne dziecko, a gdy widzę Dunst, to przychodzą mi na myśl co najwyżej słowa "next please". Poza tym Paquin teraz będzie grała u samego Alana Balla w serialu "True Blood", więc myślę, że jakieś nominacje do Globów itp. się posypią ;) Kolejnym takim świetnym dzieckiem jest Christina Ricci, która za młodu zapowiadała się cudnie, dzisiaj chyba nikomu już na niej nie zależy.
Niestety nie mogę się z wami zgodzić, rola Jerrego Maguire jest niesamowita i w pełni zasłużył za nią na nominacje do Oskara. Zagrał agenta sportowego w sposób bardzo realistyczny, sposób w jaki rozmawia, jak się zachowuje w tym filmie jest po prostu wielce wiarygodny. Jest na początku typem zimnego, obojętnego agenta i znakomicie ukazał wewnętrzną przemianę swojego bohatera, jego wewnętrzną walkę(mam tu namyśli to, że postanowił poślubić kobietę, której nie kocha, ale robi to dlatego, że kiedy był w potrzebie - ona, okazała mu lojalność). Polecam obejrzenie zwiastuna tego filmu i podziwiać chociażby w nim kunszt aktorski Toma Cruise. Genialna rola - 10/10.
Omg, nie bede cie na sile przekonywal do tego ze rola Toma Cruise jako Jerry byla naprawde znakomita. W zwiastunach są wybrane akurat jedne z lepszych scen z jego udziałem. Ale nie pojedyncze sceny wplywaja na cala role. Dla mnie jest znakomita i bardzo wiarygodna a o to w aktorstwie chodzi - aby stworzyć wiarygodna postać, która na długo zapada w pamięci i to Cruisowi(mów co chcesz) się udało. Jesli uwazasz inaczej... no coz, kazdemu podoba sie cos innego. Ja jestem zdania ze jest to jego najlepsza rola obok "Urodzonego 4 lipca".
Ja nigdy nie napisałem, że jego rola w "Jerry Maguire" była zła, tylko, że nie zasługiwała na nominację do Oscara.
Nie twierdze ze napisałeś, że rola w "Jerrym Maguire" była zła. Nic takiego nie miało miejsca... So ?
"aby stworzyć wiarygodna postać, która na długo zapada w pamięci i to Cruisowi(mów co chcesz) się udało. Jesli uwazasz inaczej..."
Z tego wywnioskowałem inaczej, widocznie jestem w straszliwym błędzie. Ani ja nie przekonam ciebie, ani ty mnie, szanuję twoją opinię i nie uważam, że moja jest jedyna, ostateczna i słuszna ;)
Tak, był doskonały w scenie z Robardsem, jednak w momencie w którym zaczął szlochać, stał się nieco, jakiś taki komiczny. Moim zdaniem, nie najlepiej potrafi zagrać tego typu emocje.
"Show me the money" - kult i po prostu zabawna scena. Jednak nominacja dla Cruise'a była nieporozumieniem. Bardziej za "Wywiad" powinni mu dać, nie tylko nominację, ale również Oskara.
Zaraz, zaraz, będzie grała? Ona już chyba gra w "True Blood", bo ten serial od pewnego czasu jest emitowany w USA. Trochę to niebezpieczne, ponieważ dla aktora, który chce coś zdziałać, najwyższym priorytetem powinno być kino, nie telewizja. Oczywiście wiemy, że rachunki trzeba płacić. Nie żebym był złośliwy w stosunku do Paquin, po prostu aktorstwo wcale nie jest takie łatwe i przyjemnie jak niektórym może się zdawać. Lubię ją za "Fortepian". Była niesamowita :)
Christina Ricci - ostatnio słabo układa się jej kariera. U Burtona bardzo mi się podobała :) Inny taki super talent, który się rozpadł - Thora Birch. W jej przypadku zakończyło się na "American Beauty". No, ale może już skończmy z tym wątkiem, bo jeszcze wpadniemy w stany depresyjne ;)))
Z tym Cruisem w "Magnolii" to się absolutnie nie zgadzam, on żenująco to wypadł w "Wojnie światów" jak zaczął śpiewać, a inni chyba też podzielają moją opinię, bo spora część kina też się śmiała z tego, nie tylko ja ;)
Nie wiem o co chodzi ci z tymi rachunkami, bo w dzisiejszych czasach seriale są równie dobre jak filmy telewizyjne, a autorem "True Blood" jest Alan Ball, scenarzysta "American Beauty" i przy okazji autor "Sześć stóp pod ziemią", czyli w moim mniemaniu najlepszego serialu w dziejach telewizji. Nie wiem czy to takie gorsze dla niej od kina ;) Poza tym "True Blood" nie jest jeszcze emitowane, miało wystartować w styczniu 2008, ale nie wiele jeszcze wiadomo.
Co do Thory Birch to również się zgodzę, zdecydowanie, ale ona miała później jeszcze jeden wyśmienity występ w "Ghost World", gorąco polecam ten film, bo przypuszczam, że nie widziałeś. No i rzeczywiście można się nabawić depresji, bo tyle talentów się marnuje, a Paris Hilton zawzięcie robi karierę :P
Zwłaszcza jeszcze msuzę pochwalić kreację Birch w "Ghost World" ze względu na występ dzisiejszej wielkiej gwiazdy Scarlett Johansson, która mogło Birch wtedy co najwyżej butki czyścić :>
Ah, ten jego słynny śpiew w "Wojnie światów" ;) No ale dlaczego ich to tak śmieszyło? Być może dlatego był taki ubaw na sali, bo ta scena jest całkiem zabawna (choć nie do końca) - ojciec śpiewa córce kołysankę o samochodzie, ponieważ nie zna żadnej prawdziwej kołysanki do snu. Oczywiście mogli się śmiać także z powodu o którym wspomniałeś. Mnie pomysł ze śpiewem nie denerwował. Cruis'e zaśpiewał tak jak potrafił. Nie jest piosenkarzem, więc nie musi umieć dobrze śpiewać. Poza tym, jeżeli już ktoś ma pretensje, to powinien je kierować do Davida Koeppa. Cruise zrobił tylko to, co tamten napisał.
Ja wiem, że wszyscy jadą po tym filmie jak tylko mogą, tylko niestety źle uderzają. Spielberg zrobił poruszający dramat s-f, gdzie militarna inwazja obcych z kosmosu została zepchnięta na dalszy plan - tutaj liczą się zmagania zwykłej rodziny w walce o przetrwanie. Zresztą co ja będę pisał - niektórzy z ludzi krytykujących "Wojnę światów", uważają "Dzień niepodległości" za lepszy obraz od filmu Spielberga. Idioci bez jakiegokolwiek pojęcia o kinie.
Ja nie napisałem, co jeżeli dobrze zrozumiałem zdajesz się sugerować, że w "Magnolii" Tom był żenujący. Nie, on po prostu nie umie do końca pokazać emocji o których pisałem. Nie najlepiej wychodzi mu płacz i tyle. Może się czepiam, ale jak coś mnie drażni, to drażni i już ;) Zapewniam Cię jednak, że rolę z "Magnolii" stawiam wyżej od roli w "Wojnie światów".
No tak, produkcje TV ostatnimi czasy jakościowo poszły w górę, nie mniej jednak, troszeczkę szkoda dziewczyny. Serial, to nie to samo co film kinowy. Prestiż zdecydowanie jest większy w tym drugim przypadku.
W zasadzie, poza pewnymi wyjątkami, nie oglądam seriali. A to z tej przyczyny, że ciągną się w nieskończoność, a ja nie mam czasu tego oglądać. Bo kto wytrzyma taką "Modę na wiadomo co" ;D Obstawiam, że dojdzie do tego, że w końcu będą ten serial kręcić w kosmosie ;D Tak, Ziemia zrobi bum, ale "Moda" przetrwa wszystkie mody i wszelkie katastrofy ;D
Dobrze jest, gdy produkcja serialowa kończy się po pierwszym lub drugim sezonie ;) M.in. właśnie z tego powodu podoba mi się "Carnivale", choć gdyby zrobili trzeci sezon, nie miałbym nic przeciwko takiemu pomysłowi. Z drugiej strony dobrze się stało, że serial zakończył się na dwóch sezonach - z miejsca stał się kultowy, no i jak intrygująco się zakończył!
Za "True Blood" być może odpowiadają utalentowani ludzie, ale nie wszystko zawsze musi zadziałać. Wolałbym jednak Paquin w kinie i podejrzewam, że Anna również się ze mną zgodzi ;)
"Ghost World" obiło mi się o uszy. Chyba nawet ten film był jakiś czas temu na Polsacie. Nie oglądałem jednak.
Scarlett Johansson ostatnio dużo gra, ale nie są to dobre produkcje. Oby nie skończyła marnie. Poza tym, ja nie rozumiem tego szumu wokół jej osoby, jak również czołowych miejsc w rankingach na najpiękniejszą kobietę. Dużo gadają o aktorce grającej w finansowych klapach. Zdecydowanie za dużo.
"Ah, ten jego słynny śpiew w "Wojnie światów" ;) No ale dlaczego ich to tak śmieszyło? Być może dlatego był taki ubaw na sali, bo ta scena jest całkiem zabawna (choć nie do końca) - ojciec śpiewa córce kołysankę o samochodzie, ponieważ nie zna żadnej prawdziwej kołysanki do snu. Oczywiście mogli się śmiać także z powodu o którym wspomniałeś. Mnie pomysł ze śpiewem nie denerwował. Cruis'e zaśpiewał tak jak potrafił. Nie jest piosenkarzem, więc nie musi umieć dobrze śpiewać. Poza tym, jeżeli już ktoś ma pretensje, to powinien je kierować do Davida Koeppa. Cruise zrobił tylko to, co tamten napisał."
Ale mi przecież nie o to chodzi. Te jego miny przy tym, te jakieś łzy. To było śmieszne, a nawet żałosne tylko z jego winy. Poza tym ja po "Wojnie światów" nie jadę. To nie jest jakiś zachwycający film, a też nie jest zły. Ja swego czasu zamieściłem recenzję "Wojny światów" na filmwebie, nie wiem czy jeszcze jest. W każdym razie to było po pierwszym seansie... Przy drugim ten film wydał mi się jakiś nudny, bez życia, bez pomysłów, typowy, schematyczny. Mimo wszystko nie jest to jednak film zły. Na pewno też "Dzień niepodległości" nie jest lepszy, bo to są bzdury do kwadratu a'la Emmerich, ale film Spielberga też żadnym cudem nie jest. Mówisz, że Spielberg chciał zrobić dramat, eh nie za bardzo mu to wyszło, chyba jednak nie mógł się zdecydować czy robi thriller czy coś innego. Można było lepiej.
"Ja nie napisałem, co jeżeli dobrze zrozumiałem zdajesz się sugerować, że w "Magnolii" Tom był żenujący. Nie, on po prostu nie umie do końca pokazać emocji o których pisałem. Nie najlepiej wychodzi mu płacz i tyle. Może się czepiam, ale jak coś mnie drażni, to drażni i już ;) Zapewniam Cię jednak, że rolę z "Magnolii" stawiam wyżej od roli w "Wojnie światów"."
Nie, nie miałem nic takiego na myśli. A że stawiasz "Magnolię" wyżej od "Wojny światów" to się domyśliłem ;)
Co do Scarlett, hmmm, nie jest to aktorka wybitna i na swoją sławę nie zasługuje. Jest jednak w jej wyglądzie coś co przyciąga, a w dzisiejszych czasach mało która z aktorek ma to "coś".
"Ale mi przecież nie o to chodzi. Te jego miny przy tym, te jakieś łzy. To było śmieszne, a nawet żałosne tylko z jego winy."
No, i tu się zgadzamy. Nie najlepiej mu wychodzą takie sceny, choć aż tak żałośnie w moim przekonaniu też nie było.
"Poza tym ja po "Wojnie światów" nie jadę."
Ok, cieszy mnie to bardzo :)
Ja miałem na myśli ludzi, którzy uważają "Wojnę światów" za totalny gniot nie zasługujący nawet na jedną gwiazdkę. Wiedziałem, że Ty raczej nie myślisz w podobny sposób.
Twoją recenzję właśnie przeczytałem i podobała mi się. Jest obszerna i bardzo szczegółowo omawia produkcję Spielberga, a ja takie recenzje wprost uwielbiam :) Gdybym nie widział "Wojny światów", ta recenzja zachęciłaby mnie do obejrzenia filmu.
A co do Pani Johansson, ona nie jest w moim typie. Muszę przyznać, że była seksowna u Allena, w filmie "Wszystko gra", ale jeżeli chodzi o kobiety, to ja mam zupełnie inny gust.
Przeczytałeś moją recenzję? Moje gratulacje, gdy oddawałem tą recenzję do akceptacji otrzymałem informację, że to moloch, którego nikt nie raczy przeczytać, a jednak ;)
Ja tam nie mam zamiaru nikogo do "Wojny światów" zniechęcać, film to niezły, a w gatunku sci-fi (z którym ostatnio marnie) to jest i tak jedna z ciekawszych pozycji ostatnich lat, jednak nie przesadzałbym z taką ambitnością tej produkcji, bo to raczej prosta opowiastka bez wyskoków, no a z tym, że śpiewanie Cruise'a jest winą scenariusza jak najbardziej się zgadzam. Scenariusz jest największą wadą filmu (Indiana Jonesie módł się, pan Koepp nadciaga), ale prawda jest taka, że świetny aktor we wszystkim wypadnie świetnie. Np. nie wiem jak mógłbym kiedykolwiek skrytykować Streep, choćby grała w największym gniocie ;) Po takich gniotach właśnie poznaje się dobrego aktorka, bo gdy scenariusz jest fatalny, bo aktor musi sam znaleźć sposób na swój rolę, czasem się to udaje, czasem nie. Cruise w "Wojnie światów" jest nijaki.
PS - Tak sobie popatrzyłem na tytuł filmu, na forum którego to piszemy i naszła mnie taka głęboka refleksja, że jakieś pięć postów temu odbiegliśmy całkowicie od tematu :D
"Przeczytałeś moją recenzję? Moje gratulacje, gdy oddawałem tą recenzję do akceptacji otrzymałem informację, że to moloch, którego nikt nie raczy przeczytać, a jednak ;)"
A tam. Znaleźli się znawcy od recenzji ;) Mi się podobała i uważam, że jest ciekawa.
"Ja tam nie mam zamiaru nikogo do "Wojny światów" zniechęcać, film to niezły, a w gatunku sci-fi (z którym ostatnio marnie) to jest i tak jedna z ciekawszych pozycji ostatnich lat"
Zgadza się. W swoim gatunku jest to pozycja godna uwagi. Jednak w pierwszej 10, ani w 15 - ba, podejrzewam, że i w 20 najlepszych filmów s-f, "Wojna światów" raczej się nie zmieści. Scenariusz jest dziurawy. Przymykam na to oko, a to chyba ze względu na Spielberga, którego bardzo lubię.
"Scenariusz jest największą wadą filmu (Indiana Jonesie módł się, pan Koepp nadciaga), ale prawda jest taka, że świetny aktor we wszystkim wypadnie świetnie. Np. nie wiem jak mógłbym kiedykolwiek skrytykować Streep, choćby grała w największym gniocie ;) Po takich gniotach właśnie poznaje się dobrego aktorka, bo gdy scenariusz jest fatalny, bo aktor musi sam znaleźć sposób na swój rolę, czasem się to udaje, czasem nie. Cruise w "Wojnie światów" jest nijaki."
No właśnie o scenariuszu napisałem już wyżej ;) Dziury niczym w serze ;) Koepp jest nierówny. Raz mu wyjdzie, innym razem - ło Boże, zlituj się ;) Nie może spartolić Indiany. Niech no tylko odwali fuszerkę, to wtedy mam nadzieję, że spotka go zasłużona kara prosto od naszego Pana Niebieskiego, który może też czeka na nowe przygody Jonesa ;)
Cruise zagrał w "Wojnie" bardzo dobrze, nie licząc scen z płaczem, choć scena w barze (po stracie wozu z powodu ataku motłochu), gdzie też płakał, była nie najgorsza w jego wykonaniu. Jego postać przez większość filmu kipiała od emocji i to najbardziej mi się podobało. Jednak wolę go np. w "Raporcie mniejszości", gdzie był znacznie lepszy. Spielberg potrafił coś z Toma wyciągnąć. Kto wie, może znów spotkają się na planie przy okazji "Interstellar"?
O tak, znakomity aktor zagra dobrze nawet w najgorszym gniocie. I też dlatego, Cruise jest aktorem jedynie dobrym.
"PS - Tak sobie popatrzyłem na tytuł filmu, na forum którego to piszemy i naszła mnie taka głęboka refleksja, że jakieś pięć postów temu odbiegliśmy całkowicie od tematu :D"
Nie ma co, nasz dyskusja poszła w nie najlepszą stronę ;) Ale z drugiej strony, "Walkirii" jeszcze nawet nie ma w kinach, więc o czym tu pisać
:D
PS Chciałem napisać coś o pewnej scenie z "Wojny światów", lecz żebym mógł to zrobić, musiałem wyjąć film z szafki w której trzymam filmy dvd. Nie wyjąłem. Nie, jest ogólnie w porządku, półki nie pospadały, tylko filmu nie mogłem wyjąć, bo taki tam panuje bałagan :D A to dlatego, że moja kolekcja już nie mieści się w tej szafce :D
"Kto wie, może znów spotkają się na planie przy okazji "Interstellar"?"
Boże, oby nie, bo ten film się zapowiada fantastycznie ;P
"PS Chciałem napisać coś o pewnej scenie z "Wojny światów", lecz żebym mógł to zrobić, musiałem wyjąć film z szafki w której trzymam filmy dvd. Nie wyjąłem. Nie, jest ogólnie w porządku, półki nie pospadały, tylko filmu nie mogłem wyjąć, bo taki tam panuje bałagan :D A to dlatego, że moja kolekcja już nie mieści się w tej szafce :D"
Pozostaje mi pogratulować kolekcji, moja jest chyba skromniejsza <wstydniś> ;)
Być może Spielberg będzie się bał ponownie zatrudnić Cruise'a, który przecież ostatnio stracił wiatr w żaglach. Tak czy siak, zapowiada się ciekawy pojedynek z "Avatarem" Jamesa Camerona.
Od razu muszę wyznać, że moja kolekcja pod względem ilości jest słaba - tak przynajmniej powidział mi Ant Movie Catalog. Znajduje się w niej raptem 192 filmów (w tym kilka odcinków serialu czy dokument o "Władcy pierścieni"). To naprawdę nie dużo w porównaniu z wielkimi kolekcjami, które widziałem na zdjęciach w internecie. Ale trzeba też pamiętać, że liczy się jakość, a nie ilość. Pod tym względem jest u mnie dosyć dobrze :) Co bynajmniej nie oznacza, że nie mam w swojej kolekcji gniotów :D
Może i pojedynek będzie ciekawy, ale już na starcie Cameron jest na pozycji zwycięskiej, bo on wchodzi z rewolucyjną technologią, którą aktorzy występujący w filmie porównują z prowadzeniem dźwięku do kin. Natomiast film Spielberga może się obronić tylko fabułą, a to raczej nie zapewni mu większego sukcesu ;)
Czy naprawdę wierzysz, że tylko Cameron będzie wyznaczał nowe trendy w kinie? ;) Z całym szacunkiem dla Camerona, ale gdzie tam mu do Spielberga ja się pytam? No gdzie? ;)
Spielberg zawsze miał najlepsze efekty i najnowocześniejszą technologię dostępną w danym momencie. Zapewniam Cię, że Mistrz nie śpi i wcale nie byłbym taki pewny totalnego zwycięstwa Camerona.
A tutaj dowód na to, że Spielberg ma oczy szeroko otwarte i być może ta jego ultra nowoczesna technologia pojawi się po raz pierwszy już w filmie "Interstellar":
http://www.stopklatka.pl/wydarzenia/wydarzenie.asp?wi=27971
Oczywiście im większa konkurencja na tym polu, tym lepiej dla samego kina. Więc, trzymam kciuki za Camerona jak i Spielberga :)
No chyba żartujesz, pod względem poziomu efektów nawet Spielberg nie ma szans z Cameronem. Wygrywa tylko pod tym względem, że był pierwszy. Jednak po 1985 roku ciężko nazywać to co robili konkurencją, bo zanim Spielberg coś zrobił, to Cameron był pierwszy. W latach 1986-1997 to Cameron wyznaczał wszystkie trendy stosowania technik efektów wizualnych, oczywiście efekty u Spielberga też bywały fantastyczne i rewolucyjne ("Jurassic Park"), ale w przypadku Camerona to każdy jego film był ogromnym krokiem naprzód. W "Otchłani" po raz pierwszy zobaczyliśmy połączenie animacji komputerowej ze standardowymi technikami, a poza tym chyba po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć interakcję aktorów z animowanymi efektami (spirala wodna). Później "T2", który to wyprzedził wszystkie inne filmy pod względem efektów o jakieś 10 lat. Później mieliśmy "Titanica", który też był rewolucyjny pod względem użycia animacji komputerowej. W ogóle ja nie przepadam za wszystkimi filmami Spielberga jeśli chodzi o efekty (zwłaszcza tymi starszymi), bo neistety nie były one zawsze zbyt dobrze dopracowane. Oczywiście o latach 90-tych i później, nie mówię ;) Cameron z kolei zawsze (chociaż w "Terminatorze" było parę niedoróbek) robi efekty w swoich filmach w sposób perfekcyjny :) Zresztą co tu dużo gadać. Zawsze, gdy dochodziło do pojedynków między nimi, to Oscar szedł do ekipy Camerona ;D
Co do tych "wynalazków" w "Interstellar" to na razie niewiele wiadomo, natomiast w przypadku "Avatara" zapowiada się prawdziwa rewolucja. Chodzą już po internecie najróżniejsze plotki, które mówią o tym, że film jest kręcony za pomocą samych nowinek, zarówno jeśli chodzi o kamery (te są podobno jakieś szalenie nowatorskie, choć nie wiem dokładnie na czym to polega) i animacje komputerowe. Szkoda tylko, że powierzył to Wecie, którą lubię mniej od IL&M, ale chyba facet wie co robi.
Ja z kolei uważam, że taki "Park jurajski" (jedynka oczywiście) kasuje wszystkie "Terminatory", "Titaniki" i inne cuda Camerona razem wzięte. No ale jest to tylko moje zdanie i nikt nie musi się ze mną zgadzać :)
Cameron jest świetny i Spielberg jest świetny. Uważam jednak, że dla kina więcej zrobił ten drugi, także jeżeli chodzi o efekty.
Gdy Spielberg święcił swoje pierwsze tryumfy w zakresie efektów ("Szczęki", "Bliskie spotkania", "Poszukiwacze zaginionej arki", "E.T"), Cameron był znany z takich filmów jak "Xenogenesis" czy "Pirania II: Latający mordercy", więc miano numeru 1 zdecydowanie należy się Spielbergowi. Bo i też w mojej opinii, u niego zawsze występowały najlepsze efekty.
"Avatar" musi się okazać wielkim przebojem, bo po prostu to byłoby bardzo korzystne dla kina. Podzielam również twoje zdanie co do WETY. Nie są oni najlepsi. IL&M to najlepsza firma specjalizująca się w efektach. No ale może w filmie Camerona WETA się przyłoży i nie będzie w nim takich niedoróbek jak w "King Kongu".
Cameron im na niedoróbki na pewno nie pozwoli, bo to jest wariat jeśli chodzi o efekty specjalne. Niemniej jednak wydaje mi się, że IL&M zrobiłoby to lepiej i taniej, ale zobaczymy ;)
Sorki że się wpie...lam w waszą dyskusję,ale odnośnie Camerona,to uważam,że w Terminatorze 2 pokazał mistrzostwo świata,Obcy w jego wykonaniu? chyba najlepszy z całego cyklu no i Otchłań woooooow.A nie wiem dlaczego tak wszyscy sie podniecaja Titanicem?????? łzawy gniot....
Może i łzawy ale jak zrobiony! Za same dekoracje zasługuje na szacunek.
PS. Ciekawie ewoluje ten temat. A zaczęło się od Tomka Cruisa ;)
Hehe, temat Tomeczka już nam się chyba wyczerpał doszczętnie ;)
Co do "Titanika" to ten film jest przede wszystkim technicznym mistrzostwem świata i nie wiem czy od 97' powstało coś z równie wielkim rozmachem. Co do fabuły, jedni uważają za kicz, inni nie, ja tam nawet lubię ten film, choć kilka scen mnie śmieszy ;)
Aron - ależ nic nie szkodzi. Proszę się nie krępować ;) Dzięki temu co napisałeś, dyskusja toczy się dalej. Ja muszę napisać, że zgadzam się ze wszystkim co powiedziałeś, poza "Głębią" która jakoś mnie nie przekonała.
Efekty w "T2" były znakomite. Podobnie było w przypadku pierwszej części - np. moment w którym Arnold grzebał sobie w ręce czy wycinał oko.
Natomiast obcy w "Obcym 2" zostali najlepiej przedstawieni nie tylko z punktu widzenia efektów, ale również dlatego, ponieważ dowiedzieliśmy się trochę więcej o ich zachowaniu w grupie. No a królowa to prawdziwa maestria efektów mechanicznych! Troszkę szkoda, że Cameron już nigdy nie wróci do "Obcego". A z drugiej strony może i dobrze, bo gdyby mu nie wyszło...
"Titanic" to jednak nieporozumienie. Efekty, scenografia i rozmach owszem, ale scenariusz jest słaby, a sam film zbyt długi i nudny.
"Hehe, temat Tomeczka już nam się chyba wyczerpał doszczętnie ;)"
No niezupełnie. Zawsze jeszcze możemy przeanalizować jego legendarne skoki na kanapie w programie "The Oprah Winfrey Show" :DDD
"No niezupełnie. Zawsze jeszcze możemy przeanalizować jego legendarne skoki na kanapie w programie "The Oprah Winfrey Show" :DDD"
No daj spokój ;) Co tu analizować, diagnoza krótka - debil ;)
Ta scjentologia mu poprzewracała w głowie i jeszcze żonę zamknął jak kanarka w klatce hehe,oj Tomku po co ci ta sekta.A propo "Otchłani"podobno zdjęcia podwodne były kręcone w zbiornikach niedokończonej elektrowni atomowej.Na mnie efekty zrobiły wrażenie,zauważcie że "postać z wody" miała znamiona robota z T2.No i ten klimat..... taki trochę klaustrofobiczny jak w Obcym.Ale chyba najbardziej zapamiętałem przejmującą scenę śmierci klinicznej to naprawdę było bardzo,bardzo realistyczne.....