... żeby przekonać się ile w Niemcach - naszych sąsiadach, partnerach politycznych i gospodarczych - słabości i siły. I zastanowić się, co jest w nich groźniejsze - siła czy słabość. Chcemy tego, czy nie, ale Niemcy od wieków odciskają piętno na losach świata. A Walkiria wpisuje się w ciąg rozważań, na które nie ma łatwych odpowiedzi, chociażby dlatego, że tak historyczne interpretacje, jak i współczesne odniesienia wciąż ewoluują i są wyjątkowo trudne do obiektywnej oceny. Najczęściej są one podszyte silnymi emocjami, uprzedzeniami (stereotypami, fobiami, ksenofobią), ale i traumatycznymi doświadczeniami naszych przodków - poniżanych, wykorzystywanych, katowanych, bestialsko mordowanych - skazanych przez Niemców na najgorszy los. Walkiria prowokuje więc do namiętnych dyskusji historycznych, historiozoficznych, socjologicznych, psychologicznych, etycznych, religijnych, metafizycznych. I to jest moim zdaniem jedna z głównych zalet filmu B.Singera. Nie dziwię się skrajnym ocenom tego dzieła na stronach FILMWEB (niemal wszystkie przeczytałem z zainteresowaniem). One tylko dowodzą, że długo jeszcze będziemy się miotać szukając prawdy o "bohaterskich zamachowcach" chcących zamordować wyhodowaną w niemieckiej przestrzeni kulturowej śmiertelnie groźną dla całej ludzkości "bestię". Nie wolno zapominać, że "bestia" była bardzo bliska sukcesu. Film zaczyna się jednak od efektownego rzucenia "żołnierzy bestii" na kolana przez brawurowo atakujących alianckich pilotów - zaraz po tym, jak płk Claus von Stauffenberg "płacze"(nad rozlanym mlekiem), zapisując w notatniku, że Hitler zawiódł i oszukał, bo obiecywał pokój i dobrobyt, a tu... (taka hańba?). Film nie przekonał mnie, że niemiecki ruch oporu chciał "bestię" zabić dla dobra świata, dla jego ratowania. Film sugeruje, że takie myśli nie były obce zamachowcom, bardziej jednak chyba akcentuje chęć ratowania "niemieckiego i żołnierskiego honoru" oraz pragnienie budowania w Niemczech nowego porządku (reżimu?) opartego na bliżej niesprecyzowanych wartościach. Chociaż nie przekonała mnie żadna z "bohaterskich" postaci tej sztuki (zbyt teatralnej momentami), nie mam o to pretensji ani do aktorów, ani do reżysera. Wykonali swoją robotę uczciwie i rzetelnie lecz nie porywająco (tu jednak chciałbym trochę bronić T.Cruise'a za próbę pogodzenia mentalności niemieckiego arystokraty w mundurze z amerykańskim indywidualizmem i przebojowością). Moim zdaniem film ten powinni obejrzeć wszyscy Niemcy i wreszcie zrobić u siebie porządek z neofaszystami oraz podręcznikami historii. Bo Niemcy - chciałbym razem z nimi w to uwierzyć - mogą być jeszcze silniejszym kołem zamachowym nie tylko europejskiej gospodarki (dobrobytu), ale i szeroko rozumianej Kultury (pokoju, tolerancji, szacunku i demokracji).
Twórcom Walkirii i Redakcji FILMWEB dziękuję za tę przygodę z dobrym kinem, a wszystkim czytelnikom tych pokrętnych wynurzeń mojej duszy za cierpliwość i wyrozumiałość.