PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=95674}
6,2 8 070
ocen
6,2 10 1 8070
5,2 4
oceny krytyków
Warszawa
powrót do forum filmu Warszawa

Film "Warszawa" Dariusza Gajewskiego, zaskoczenie tegorocznego festiwalu w Gdyni, wywolal wiele kontrowersji. Zarówno jego zwolennicy, jak i przeciwnicy zgodni są zwykle co do jednego - to ładnie opowiedziana, lekka historyjka, której tematem są mniej czy bardziej zabawne perypetie, będące udziałem kilkorga bohaterów przybywających do naszej stolicy. Odnoszę wrażenie, że film ten opowiada o czymś więcej.

Trudno zmierzyć się z rzeczywistością, w której przyszło nam żyć, dotknąć tak zwanych palących problemów współczesności nie popadając w patos i publicystykę, stworzyć galerię plastycznych, pełnowymiarowych bohaterów, jednocześnie ciekawie prowadząc filmową narrację. W dużej mierze udało się to reżyserowi filmu. Nie znajdziemy w "Warszawie" epatowania brzydotą, łzawych scen i smutku wiejącego z ekranu, choć przecież i ten film nie odżegnuje się od potrzeby pokazania społecznych kontrastów.

Portret miasta to nie wizja nakręcona z lotu ptaka przez operatora Polskiej Kroniki Filmowej. Przybysz z prowincji, pielgrzymujący do stolicy w poszukiwaniu pracy czy miłości, a w każdym razie szczęścia, postrzega miasto fragmentarycznie, wyrywkowo. Nie sposób objąć wzrokiem Pałacu Kultury ani budynku Dworca Centralnego, które podobnie jak inne symbole-ikony stolicy wstydliwie chowają się przed okiem kamery. Doświadczamy miasta jak każdy przyjezdny - kontemplując przestrzenie ulic, placów, wiaduktów, przystanków autobusowych czy niekończących się schodów wiodących w górę i w dół. To trochę Warszawa bez Warszawy - brak tu rdzennych mieszkańców zakorzenionych w "swojej" przestrzeni. Takie zresztą były intencje autora, kręcił przecież film o mieście, którego "mury zburzono, a mieszkańców w większości wymordowano". Miasto pełni tu rolę raczej pewnej scenografii, w której żegnają się ze złudzeniami przybysze do dzisiejszej Ziemi Obiecanej - bo tak postrzegane jest ono przez młode pokolenie. Każdy tu znajdzie pracę, zwykło się mawiać. Czy na pewno? A jeśli tak, to za jaką cenę?

Wszyscy niemal bohaterowie filmu zmuszeni są owego dnia zimowego do dokonywania moralnych wyborów. Szlachetność, heroizm, odwaga, odpowiedzialność za własne czyny, wyrozumiałość - dziwnie brzmią te słowa w epoce drapieżnego kapitalizmu, a jednak nie rażą ani nie śmieszą, wspomniane przy okazji tego filmu. Okazuje się, że stołeczny raj nie wolny jest od cierpienia, tylko że dzisiejszy kat to pani Gębalska, pomiatająca swoimi pracownikami. Nie poprzestaje na upokarzaniu, sprowadzeniu sprzedawców do ról "ścierek" - dba o to, aby ofiarę zabrać z sobą do piekła, tj. zmusić ich do identycznego traktowania stojących na niższym szczeblu minidrabiny feudalnej. Dylemat: utrata pracy albo konieczność "wykopania" za drzwi najlepszego przyjaciela, pokazany dowcipnie i bez walenia w werble, zostaje w pamięci jako delikatna refleksja. Strach przed utratą pracy jest wielki, a poza tym... takie czasy! Złodziej-łamaga, dotknięty do żywego epitetem "złodziej", jest tragiczny i komiczny jednocześnie. Nie czuje się winien, przecież brak mu środków na utrzymanie rodziny - takie czasy. Były żołnierz, dziś biznesmen, który tęskni do "wielkich" rzeczy, okazuje się tchórzem - trzeba ratować własną skórę, zbiec z miejsca wypadku, przecież takie są czasy. Równie atrakcyjne co ordynarne dziewczę zastanawia się, jak by tu sprytnie obrać z kasy podstarzałego jelenia z prowincji, który aż się o to prosi - naiwny do bólu, zagubiony w sytuacji, w jakiej się znalazł. Można spróbować różnych metod: prośby, groźby, erotycznej zachęty, szantażu, oszustwa, kradzieży. W końcu głód narkotykowy wzywa, to nic nadzwyczajnego w tych czasach.

Niestety, żadna z postaci po lewej stronie nie może sobie pozwolić na sakramentalne "każdy na moim miejscu...". Wielcy przegrani stają się w istocie wielkimi wygranymi - ojciec, ciężko doświadczony poszukiwaniami marnotrawnej córki, wciąż pozostaje wyrozumiały, zdolny do współczucia. Viktoria, nienajmłodsza, wciąż poszukująca tego jedynego, była wydawałoby się o krok od celu. Niestety, czeka ją kolejne rozczarowanie, a bilans dnia to dla niej poszerzenie zbioru "łajdaków" o trzy kolejne jednostki. Pozostaje sobą, niezdolną do kompromisów, niezależną kobietą, umiejącą odróżnić dobro od zła. Klara wierzyła w swoje prawo do szczęścia, czuła się dość silna, aby odebrać ukochanego innej kobiecie, rozbijając jego małżeństwo. W Warszawie jednak już tej siły w sobie nie znalazła, a jej z pozoru decydujące pytanie o dziecko było chyba tylko pretekstem, potrzebnym do przypieczętowania decyzji. Wątek Klary to nie tyle historia miłosnego zawodu, co błądzenie w celu oddania kluczy do mieszkania - mieszkania, w którym miała stać się czyjąś miłosną odskocznią od rzeczywistości. Cel ten udaje jej się osiągnąć, o czym dowiadujemy się na końcu, mimo oczywistych pokus - dzięki temu mieszkaniu i ona, i Paweł mieliby dach nad głową. Paweł wydaje się najmniej jednoznaczną, choć pozornie jego powód podróży do Warszawy jest najbardziej prozaiczny. Ale to właśnie on szuka jakby czegoś więcej, zachowuje dosyć niekonsekwentnie, bywa pełen młodzieńczej fantazji, a jednocześnie zadziwiająco zdeterminowany jeśli chodzi o znalezienie "dobrej" pracy. Dość spokojnie znosi gwałtowne zawirowania losu, bezradnie pozwala się wtłoczyć w sytuację, nie przestając się unosić na fali życia, i pilnie to życie smakując.

Filmowi pomaga niewątpliwie sprawdzona technika montażu równoległego, której niedoścignionym wzorcem na długo pozostanie Pulp fiction. Ograniczenie czasu trwania akcji do jednego dnia wywołuje jednocześnie u widza oczekiwanie mocnego finału, jednoznacznego rozwikłania wątków, swoistej katastrofy, którą nie staje się przecież wypadek samochodowy. Gdy wkrada się pytanie "jak to skończyć", na ekran wkracza żyrafa, przewrotnie spacerując ulicami Warszawy, jakby chciała powiedzieć, że i jej pojawienie się w danej chwili w danym miejscu można wyjaśnić w sposób racjonalny, ale do tych wyjaśnień nie dojdzie. "Umyj słonia" - radzi Wiktoria Andrzejowi, gdy ten zwierza się ze swych tęsknot - "To nie są czasy do robienia wielkich rzeczy". Ogromna żyrafa w pewien sposób temu zaprzecza.

JTP

Wyczerpująca recenzja. To zaskakujące przeczytać tu więcej nż tylko 3 linijki wrażeń...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones