Jedyna scena godna uwagi to dialog o nocy spędzonej z Denzelem. Rażą najbardziej sceny, które mają być zabawne, a wplątywane są tępe gadki o miłości, dzieciach itp. nic nie wnoszące do fabuły. Zresztą, chyba wszystkie filmy z Batemanem mają taką durną konstrukcję. Oglądasz, chcesz się pośmiać, ale patrzysz i oglądasz scenę, w której para bohaterów włamuje się do czyjegoś domu i zaczyna pierd... o dzieciach i marnuje na to 5 minut taśmy filmowej. Ręce opadają. Zresztą ta laska to najgorsza postać, bez niej z tego filmu dałoby się, więcej komedii wycisnąć.