Trzeci film Eggersa i trzeci, który jest dużym osiągnięciem w swoim gatunku. Choć VVitch i The Lighthouse podobały mi się jeszcze bardziej, The Northman to film, który tak jak poprzednicy idzie bardzo pewnym krokiem realizując bez jakichkolwiek skrupułów czy zawahań zamiary utalentowanego amerykańskiego reżysera.
The Northman powala przede wszystkim aspektami technicznymi. Zdjęcia są wspaniałe. Brudne, mroczny kadry mieszają się tu z epickimi krajobrazami między innymi Islandii (choć w rzeczywistości film kręcony był w Irlandii). Gdy oglądamy rzeź, jakiej dokonują wikingowie, czujemy się jak byśmy byli w środku tej akcji. Gdy oglądamy tańce i przedziwne rytuały tych ludów czujemy się jak byśmy byli w ich centrum. Gdy schodzimy do podziemi wraz z królem Aurvandillem i jego synem, następcą tronu, by tam obejrzeć prowadzoną przez Heimira (Willem Defoe, który w takich rolach czuje się znakomicie) jednocześnie dziwaczną i niesamowitą uroczystość, ta scena daje nam dosłownie popalić - tak bardzo jest "in your face" i trzyma widza w nieustannym napięciu.
Oczywiście czuć w tym wszystkim znacznie większy budżet jakim dysponowali twórcy filmu niż w przypadku poprzednich dwóch filmów reżysera. Dużo jest brutalności, choć przyznam, że po wstępnych recenzjach miałem oczekiwania co do bardziej hardcore'owego kina. Oczywiście, to co się dzieje w tle jest brutalne, ale większość rzeczy nie jest dosłownie pokazywana widzowi. Poza kilkoma scenami dekapitacji najczęściej widzimy już same efekty krwawych walk (nomen omen krwi też nie ma aż tak dużo).
Wspominając aspekty techniczne miałem też na myśli muzykę i udźwiękowienie, które robią kapitalną robotę i są jednym z najjaśniejszych punktów filmu. Muzyka jest tu równie mocna co sam obraz, poszczególne dźwięki budzą grozę, przerażają i trzymają w napięciu. A wszystko to podręcznikowo zgrywa się z tym, co widzimy na ekranie.
Szkoda jedynie kilku rzeczy. Film jest bardzo dosłowny - owszem, jest to typowe kino zemsty, mocne i niepotrzebujące jakiejś specjalnej głębi. Mimo wszystko, miałem wrażenie, że jednak jest zbyt dosłownie i pod kątem historii banalnie. Od początku mniej więcej wiadomo było, jakie losy spotkają głównego bohatera (Alexander Skarsgard błyszczy w tej roli), nie różniło się to jakoś specjalnie od wielu innych, podobnych filmów z motywem zemsty. Ostateczna walka mimo, że wizualnie bardzo efektowna, w końcowym rozrachunku może i sprawnie podsumowuje historię, ale nie brakuje w niej cliché. Dość kiczowato zaprezentowaną całą tą nordycką mitologię w tle, która pcha głównego bohatera do dalszych działań. Cała historia jest bardzo prostolinijna i jednowątkowa. Z drugiej strony, ten aspekt akurat można by nawet odbierać jako zaletę, zależy jak na to spojrzeć.
Pomimo pewnych uwag, jakie zarezerwowałem w stosunku do tego filmu, dalej jest to bardzo dobre, mocne, pewne siebie kino. Można czuć pewne chłodne wykalkulowanie co do efektów, jakie ma wywrzeć na widzu, ale gdy się o tym zapomni, film odpłaca się wspaniałą rozrywką.
8/10