Pomijając niektóre elementy, jak wyżej w tytule. Krajobrazy, muzyka i to że film jest zgodny z aspektem religijnym rodu wikingów to jedyne jego zalety. Główny motyw - zemsta? Raczej mamy tutaj do czynienia z niezdecydowanym bohaterem który odkłada chęć pomszczenia ojca na dalszy plan jak tylko to możliwe. Ktoś może powiedzieć - "przecież wszystko miało być zaplanowane tak by finalnie ostateczny pojedynek miał być rozegrany na górze szczycie wulkanu". Super, zgadzam się że nie było to takie proste ale czy reżyser nie robi z widza kretyna pokazując akt nagłej empatii po śmierci matki i przyszywanego brata głównego bohatera gdy jego największy rywal nagle odchodzi zostawiając go w spokoju? Pomijając już cięcie w brzuch i kilka ran głębokich zadanych w plecy naszego kochanego Wikinga scena końcowa bije wszystko na kolana. Ręka trzymająca się na samych ścięgnach zdobywa nagle siłę rękawicy Thanosa i zadaje kolejne mordercze ciosy przeciwnikowi. No i oczywiście scena końcowa! Jakby to ujął Pan Hajto - truskawka na torcie. Przeciwnicy zabijają się nawzajem czemu towarzyszy wspaniała muzyka mająca na celu jeszcze bardziej podkreślić powagę i dramat tej sceny. Uśmiałem się... Nie będę już nawet nawiązywać do jakże słodkiego pojednania się naszego głównego bohatera z białowłosą. Jego wyznania miłosne i ckliwe teksty zostawię dla tych odważnych którzy jednak zdecydują się obejrzeć to widowisko. Film miał potencjał który całkowicie zmarnował. Nie ma tu realizmu, nie ma tu niczego. Ocenę ratują tylko widoki krajobrazu, muzyka, zgodność z tradycjami w tamtym czasie i MOMENTAMI sceny walki. Odradzam oglądania dla osób które oczekują od filmu realizmu i rzeczywistego wizerunku zemsty z krwi i kości