Film jest tak doskonałym odzwierciedleniem świata Wikingów że lepiej już się chyba tego zrobić nie dało. Nie rozumiem krytyków tego dzieła. Co nie pasuje w tym filmie ludziom którym ta produkcja się nie podobała ? No ktoś może nie lubić tego tylu dzieł kinematografii ale poza tym jakie ten film ma wady zdaniem malkontentów ? Ja żadnych wad tego dzieła nie dostrzegłem.
Takie stwierdzenia na zasadzie ,,bo mnie się podobało, więc jakim prawem komuś się nie podoba’’ jest dość egocentryczne i można zastosować je do dowolnego filmu, nie sądzisz? Ludzie poszukują różnych rzeczy w filmach – czy też innych dziełach kultury – więc naturalnie jeśli dany utwór nie zawiera pewnych preferowanych przez kogoś cech, nie zostanie przez tego odbiorcę wysoko oceniony. Żeby więc film faktycznie mógł usatysfakcjonować wszystkich, musiałby on zawierać przynajmniej większość czynników spełniających najczęstsze ludzkie potrzeby w sztuce. Jest bardzo wątpliwe, aby w ogóle istniało takie dzieło, a ,,Wikingowi’’ już z pewnością bardzo daleko do takowego, choćby z faktu:
- braku bodźców intelektualnych – ten obraz jest pusty. Nie ma tu wiele przestrzeni na własną interpretację, na rozważania filozoficzne, na rozgryzanie problematyki. Oczywiście, można próbować się doszukiwać krytyki toksycznej męskości i podążania ślepo za tradycjami, albo – jak ja się śmieję – upadku patriarchatu i zwycięstwa matriarchatu, ale tak naprawdę ,,Wiking’’ traktuje te tematy – zakładając, że w ogóle ich dotyka – w sposób skrajnie powierzchowny i niezachęcający do dalszej refleksji. Wszystko jest zwyczajnie przedstawione w sposób zbyt prosty i jednoznaczny. A tutaj również warto mieć na uwadze, że wielu być może oczekiwało od tego konkretnie reżysera wyduszenia z tej historii czegoś więcej. Tymczasem ostatecznie otrzymujemy całkiem prostą opowieść i tutaj możemy odnaleźć kolejny problem produkcji:
- brak angażującej historii. Nawet jeżeli komuś nie zależy na łamigłówkach i chciałby po prostu dobrze się rozerwać, to i z tym może być pewien problem. Bo film ten jest do bólu przewidywalny, bazujący na nie tyle znanych, co wręcz oklepanych, schematach, z równie płaskimi i typowymi bohaterami. Uważam, że bardzo adekwatnie ktoś porównał ten schemat do gry komputerowej – masz bohatera, który ma konkretny cel do zaliczenia, a po drodze parę innych pomniejszych zadań dla urozmaicenia. Średnio to ciekawe. Takie rozwiązanie sprawdza się głównie w przypadku, gdy poza warstwą dosłowną, jest też to znaczenie ukryte , ale – jak już pisałam w pierwszym punkcie – tutaj z tym ukrytym znaczeniem raczej jest słabo, więc pozostaje tylko nieinteresująca fabuła. I naturalnie, dla jakiejś części odbiorców może być ona fascynująca, ponieważ niektórzy poszukują w kinie właśnie tego, co już im dobrze znane, jednak dla wielu innych nie jest to atrakcyjna oferta.
Wspomniałeś o dużej zgodności tego filmu z realiami historycznymi – i oczywiście możemy uznać to za zaletę. Problem w tym, że nie wystarczy pojedyncza zaleta, aby dany tytuł móc ogłosić arcydziełem. Szczególnie, gdy jest to film fabularny, a nie dokument, więc oprócz faktów liczą się również inne aspekty, z którymi – jak już powiedziałam – film radzi sobie raczej mocno średnio, żeby nie powiedzieć: źle. Ponieważ gdyby ktoś chciał dostarczyć sobie samej wiedzy o wikingach, mógłby iść do jakiegoś muzeum, o tematyce poświęconej temu okresowi, oraz poczytać parę naukowych książek czy artykułów. Miałby na pewno zagwarantowaną większą dawkę wiedzy w takim przypadku.
Sztuka jest subiektywna i nie istnieje w jej obrębie dzieło, które spełniałoby wymagania wszystkich odbiorców. Normalna sprawa.
Wspominasz o tym, przy czym piszesz o "najczęstszych ludzkich potrzebach w sztuce" i zarzucasz Wikingowi, że Z PEWNOŚCIĄ daleko mu do ich spełnienia. Twoje spostrzeżenie na te potrzeby może się różnić, a nawet jest wysokie prawdopodobieństwo na to, że różni się chociażby od mojego. Co się stało z tą subiektywnością? :)
No dobrze. Opinia numer 1 - "Nie ma tu wiele przestrzeni na własną interpretację, na rozważania filozoficzne, na rozgryzanie problematyki."
I tak, i nie. Film jest (możliwie jak najwierniejszą) ekranizacją niektórych staroskandynawskich sag, czy chociażby Gesta Danorum autorstwa Saxo Grammaticusa. Jest więc przełożeniem zapisków, kronik i innych dzieł na ekran. Rozumiem - ich treść, ani sam fakt ich użycia nie muszą być satysfakcjonujące. No ale zarzucanie temu braku pola do własnej interpretacji, nieskalanej myślą narzuconą przez reżysera, mija się z celem. To tak jakby posądzać o to jakąkolwiek ekranizację dzieła historycznego.
Eggers nie musiał dawać od siebie żadnego gruntu pod interpretacje dla widzów głodnych labiryntów logiczno-myślowo-filozoficznych. A mimo to - i tak trochę tego filozoficznego gruntu zdołał pośrednio dać. Widzisz, ty upatrujesz tutaj krytyki toksycznej męskości, ślepego podążania za tradycjami, odniesień do patriarchatu i tak dalej. Doszukujesz się odniesień do współczesnego świata. No i fajnie, jeśli tak to odbierasz to OK.
To co widzę na przykład ja, to przede wszystkim ukłon w stronę bogatej kultury, mitologii, wierzeń, obrzędów i samego życia ludów nordyckich (podobno Eggers chciał cały film zrobić w języku staronordyjskim, ale ze studia się nie zgodzili).
To, czego świadkami jesteśmy w filmie, to droga. Droga pełna rzezi, krwi i pozbawiona dywagowania na temat dobra i zła. Jak mielibyśmy stworzyć w ogóle kompas dobro/zło opowiadając tą historię z perspektywy tego wikinga? Nie da się. Amleth podążał tą ścieżką motywowany własnymi pobudkami życiowymi, kierując się osobistą moralnością.
Tak samo w życiu każdego z nas - kto jak nie my winniśmy stworzyć wewnętrzny rozkład na to, co dobre i złe. Nie, nie mam zamiaru teraz płynnie przejść do namawiania, byśmy najeżdżali pobliskie kraje w celu ich rabowania. Mam na myśli przeniesienie tej całej energii, którą kieruje się Amleth, i którą kierowali się mu podobni, na siebie. Bo przecież, czy to jeśli o niego chodzi, czy o nas, idziemy przez życie podejmując wybory i wszyscy jesteśmy spleceni tym jednym magicznym zjawiskiem, które definiuje to co robimy i to kim jesteśmy - przeznaczeniem.
Postaci z tej opowieści? Nie są wyjątkiem. W tamtych realiach uważano, że przeznaczenie ma władzę nad życiem wszystkich ludzi i bogów. W zasadzie nadal ma - te wierzenia i podążanie ścieżką życia według idei z nich płynących są wciąż aktualne i żywe. Pomijając wierzenia, przecież wszystkich nas czeka śmierć i to ona jest czynnikiem warunkującym to, kim się stajemy.
Filozofia i wyznania nordyckie są tu o tyle ważne, że prezentują pewne konkretne spojrzenie, pewne zasady, pewną nadzieję i pewne sposoby na istnienie, które pomagają pogodzić nam się z ów przeznaczeniem.
Po seansie Wikinga poczułem się niezwykle zainspirowany do poznania - co siedziało w duszach tamtejszych ludzi, jaki sposób na szczęśliwe i satysfakcjonujące życie oferuje religia Ásatrú; zacząłem poznawać historię i kulturę; odkryłem wielu artystów muzycznych nawiązujących do tego świata. To tylko wierzchołek góry lodowej. Ten film nie był tylko zapalnikiem do działania, ale i możliwe, iż punktem zwrotnym w moim życiu. A jeśli takich ludzi jak ja jest więcej, to jednak można by się kłócić co do siły spełniania przez Wikinga potrzeb w sztuce.
Opinia numer 2 - "Brak angażującej historii."
Z racji tego, że rozpisałem się wcześniej, nie będę tego czynił tutaj. Tak, ta historia jest prosta. Jak już wiadomo - to wikiński Hamlet.
Każdy z nas nosi w sobie zarodek brudu. Nie napiszę już, że "zarodek zła", bo zdementowałbym moją dywagację nt. pojęcia moralności. Ujmę to tak - zalążek, który tylko czeka by sobie wyrosnąć i pozbawić nas tego, co uważamy za dobro - czyha w każdym z nas. Kwestią jego ujawnienia się jest granica wytrzymałości, którą też każdy posiada, lecz nie każdy ją przekroczy.
Motyw stary jak świat, a jakże bieżący i obecny.
Taki już na zawsze pozostanie.
,,Z pewnością’’, ponieważ nawet bardzo powierzchowne i ogólne spojrzenie uważam za wystarczające, aby zauważyć, że ,,Wiking’’ wykazuje pewne braki w wielu aspektach tak ogółem, a których brak nie tylko oceniam ja sama przez swój pryzmat, lecz widzę również powtarzający się w innych opiniach, więc w tym kontekście na pewno musi być mu daleko do kandydata na film doskonały i bezbłędny. A czy jest wystarczającym na film dobry? Wielu zapewne przytaknie, ja będę bardzo chłodna, lecz to już są niuanse dot. kwestii oceny sztuki samej w sobie, która – z czym chyba oboje się zgadzamy – wymyka się ścisłym kryteriom, natomiast problem jej oceny i w jakim stopniu ocena ta może być subiektywna, a na ile obiektywna, jest dyskusją na zupełnie odrębny temat.
Wróćmy więc do Wikinga.
,,Eggers nie musiał dawać od siebie żadnego gruntu pod interpretacje dla widzów głodnych labiryntów logiczno-myślowo-filozoficznych.’’
Nie musiał, oczywiście. Żaden reżyser niczego nie musi. Ale to właśnie równa się z niespełnieniem potrzeb jakiejś grupy odbiorców. I im więcej takich punktów, im więcej danych kryteriów, których film nie spełnia (bodźce intelektualne, estetyczne, emocjonalne itd. itd.), tym – naturalnie – musi być mniejsza ilość widzów zadowolonych z seansu. I to też starałam się wyjaśnić osobom zadziwionym, że ktoś w ogóle mógł się nie zachwycić. Przy czym oczywiście tym podobne aspekty wpływają na siebie nawzajem, bo tworząc film – przykładowo – pozorowany na naturalistycznie realistyczny, raczej nie nada mu się walorów estetycznych i odwrotnie – film stylizowany będzie oddalał się od wrażenia realizmu. Zazwyczaj. Dlatego w tym przypadku dodałam zazębiający się punkt nieinteresującej historii. Film nie musi koniecznie stawiać wszystkich neuronów widza w gotowości, ale w takim układzie dobrze by było, gdyby nakarmił czymś innym – na przykład dobrą opowieścią. I jej również nie dostrzegłam, co opisałam w drugim punkcie. Mogłabym rozpisać takich braków więcej, jednak wydaje mi się, że te dwa są najbardziej charakterystyczne, więc podarowałam sobie resztę. Właściwie łatwiej byłoby mi wymienić zalety, tj. dbałość o szczegóły i – powiedzmy – estetykę. ,,Powiedzmy’’, bo mnie akurat fragmenty z efektami specjalnymi raczej odrzucały i jawiły się jako kicz, ale rozumiem, że wielu osobom nie przeszkadzały.
,,Widzisz, ty upatrujesz tutaj krytyki toksycznej męskości, ślepego podążania za tradycjami, odniesień do patriarchatu i tak dalej. Doszukujesz się odniesień do współczesnego świata. No i fajnie, jeśli tak to odbierasz to OK.’’
Problem w tym, że tak nie odbieram. Proszę zauważyć, że cały ten fragment pisałam raczej w tonie humorystycznym i zwracałam uwagę, że to jedyne teorie, do jakich można by ponaciągać ten film, gdybyśmy koniecznie chcieli wycisnąć z niego coś więcej niż to, co widzimy. Lecz uważam to za naciągane właśnie dlatego, ponieważ ten obraz nie pozwala na rozgrzebywanie.
Afirmacja czy też ogólna chęć ukazania kultury wikingów to jest właśnie ten dosłowny przekaz, który widzimy bezpośrednio na ekranie. I oczywiście, kogoś, kto jest żywo zafascynowany tą kulturą, ,,Wiking’’ zapewne usatysfakcjonuje. Mnie niestety nie fascynuje na tyle, aby wybaczyć mu te wszystkie braki. Nawet nie mogłabym powiedzieć, że dowiedziałam się czegoś nowego, ponieważ w sumie oprócz faktu specyficznych zdobień na zębach – nie dowiedziałam się niczego. Zaś sami wikingowie zostali przedstawieni tu w sposób wpisujący się idealnie w obraz, jaki ludzie zwykle mają myśląc o północnych wojownikach. Perspektywy więc pod tym kątem raczej ten tytuł nie zmienia, jak zgaduję. Osobiście nawet nie byłam w stanie spojrzeć z perspektywy takiego wojownika, ponieważ cały obraz, wbrew temu, co się o nim mówi, sprawiał na mnie wrażenie przeokropnie sterylnego i odcinającego się ode mnie jako widza szklaną szybą.
Jeśli ktoś odnalazł w tym utworze jakiś własny egzystencjalny sens, to świetnie! Ale ponieważ film ten niekoniecznie jest pierwszym, który poruszył temat przeznaczenia (tematu dość wyeksploatowanego w sztuce tak na marginesie), ani niekoniecznie zrobił to w sposób najbardziej oryginalny (bo wybrał po prostu jedną z kultur i jedną z mitologii, która generalnie spełniała identyczną rolę, jak wszystkie inne wierzenia i religie, istniejące kiedykolwiek na tym świecie), to też zapewne wielu – a już na pewno mnie – pozostawi w głębokim niedosycie. I tym samym będą oni źródłem krytyki, której dziwił się autor wątku.
Dziękuję za Twoją perspektywę, niestety jednak nie mogę jej podzielić.
Koniec końców, chcąc nie chcąc i siłą rzeczy zawsze powrócimy do kwestii subiektywności w postrzeganiu sztuki i wymagań, jakie odbiorca ma wobec niej.
Swoją drogą jest to zadowalające, bo czyż nie świadczy to o naszej różnorodności (prowokowanej przeróżnymi czynnikami i warunkami życiowymi)?
Wracając na moment do Wikinga - "Zaś sami wikingowie zostali przedstawieni tu w sposób wpisujący się idealnie w obraz, jaki ludzie zwykle mają myśląc o północnych wojownikach."
Tu ponownie wrócę do materii ekranizacji zapisków historycznych. Film używa wiedzy w nich zawartej, by coś ukazać, czyli tam samym jest, bądź solidnie stara się być wierny historii (ta cała "wierność historii" za moment stanie się wyświechtanym frazesem w odniesieniu do Wikinga, ale po prostu nie da mu się jej odmówić).
I tak - zdziczałe zachowania, żądza krwi i brutalność - tak a nie inaczej są tu przedstawieni wikingowie, bo wszelka wiedza historyczna wskazuje na to, że tacy byli.
Ponadto - Wiking właśnie usilnie odbija od wszelakich popularnych przekonań, głównie poprzez bardzo adekwatne tamtym czasom rekwizyty (broń czy elementy rynsztunku). Ale tak jak mówisz - są to jedynie niuanse, pragnąłem jedynie to sprostować.
Tak czy inaczej, fajnie jest móc na tej stronie przeprowadzić elokwentną i cywilizowaną dyskusję.