Ale specjalnie mnie to nie zdziwiło. W końcu jak zrobić film na podstawie chorej ksiązki napisanej przez naspidowaną nastolatkę w przedmaturalnych spazmach. Przy całym podziwie dla woltyżerki słowno-literckiej Masłowskiej (widać że dziewczyna ma jakiś tam talent literacki) to cała opowiedziana przez nią historia przypomina mi ostatni rozdział z "Ulissesa" Joyce'a:) No po prostu o czym był ten film???
Jest parę fajnych scen, sporo dobrych aktorów którzy ze wszystkich sił starali ratować ten projekt (niektórzy nawet dli sobie ogolić całe ciało:), ale czegoś takiego się uratować nie da. Nie bez powodu wprowadzono osobę narratorki Masłoskiej: bez narratora ta opowieść byłaby zupełną fantasmagorią z gatunku sen chorego psychicznie:)