Ponieważ ktoś nakręcił film na podstawie czegoś, co napisała nastolatka. To jakiś kalejdoskop chorobliwych pierdół. Nie udało mi się dostrzec tam żadnej sensownej myśli przewodniej.
A ile było medialnego szumu wokół tego czegoś. Krytycy, wydawcy, pisarze, same znane nazwiska, jeden przez drugiego piali o innowacyjności tego „dzieła” i jego polocie. „Pierwsza polska powieść dresiarska” – któryś użył takiego stwierdzenia:), brzmi chwytliwie, tylko co to właściwie znaczy? Przez długie miesiące ludzie wachlowali mi przed nosem książką w metrze, w autobusie i gdzie popadło. Myślałem, że coś się za tym kryje oprócz marketingu. Czytałem recenzje dotyczące zarówno filmu jak i książki w opiniotwórczych mediach i przypominały mi one scenę z ”Testosteronu”, kiedy to widz poznaje tajemnicę ”Kranu Balladyny”. W ogóle, kiedy czytam różne interpretacje ”Wojny polsko-ruskiej”, to zastanawiam się czy sama autorka nie jest nimi zdziwiona równie mocno jak ja. To jakiś dziecinny groch z kapustą, na który wielu dało się nabrać z reżyserem włącznie. Najlepszym dla mnie podsumowaniem całej sprawy, był moment, kiedy w filmie pojawiła się Dorota Masłowska we własnej osobie i usłyszałem jej dziecinny głos.
popieram Twoją opinię, ja wyłączyłem po 20 straconych minutach, co chodząc do wniosku że oglądam nie lada shit i jeszcze życie na to marnuję.
Przyznam że mógłbym ten film traktować jak komedię bi uśmiałem się do rozpuku z "fantastycznej" gry Szyca, ale film bez treści, bez sensownej fabuły, trzeba być nie lada snobem, żeby powiedzieć że się podobał.
Dużo by pisać... szkoda czasu :)
snobem jestem nie lada bo film uwielbiam
co do interpretacji to zawsze jakaś się znajdzie, ale czy to o to chodzi
nie psujmy sobie przyjemności z oglądania siląc się na bycie elokrytykiem z błyskającymi jak gwiazda szeryfa super interpretacjami w swoich mega intelektualnych recenzjach