książka była moim objawieniem. Masłowska jest dla mnie wirtuozem słowa. ale kiedy pojawiły się zapowiedzi, plakaty, wiedziałam, że to się nie uda. jak można zrobić film z takiej książki? ludzie mówili: świetny, świetny, więc pomyślałam 'a może jednak?'. w końcu wybrałam się na jakieś ostatnie seanse. i nie chce mi się nawet o tym mówić, ale jak już zdecydowałam się napisać, to coś powiem. krótko mówiąc, od pierwszych scen jest to zupełna porażka. nie dyskutuję o tym, czy to inteligenty film dla inteligentnych ludzi, czy tu jest jakaś genialna psychodelia, czy w ogóle jakieś inne cuda na patyku. po prostu mi się to nie podobało, zdjęcia są tragiczne, historia została zamieniona w jakiś tani badziew, wyprany z sensu, bez ładu i składu. dziewczyna, która "grała" andżelikę była tak fatalna, że myślałam, że walnę głową w pobliski fotel, natalia okazała się być jakimś kolosem, jakąś herod-babą w wypchanej, puchowej kurtce, totalnie to do niczego nie przystaje. jeszcze ta koszmarna roma gąsiorowska, której osobiście nie znoszę, bo gra tylko upośledzone idtioki. nie mogłam jej przetrawić ani w TR-owskich 'rumunach...' ani w 'potrecie doriana greya'. ona ma chyba wadę wymowy? zresztą nieważne. ten film sprawiał wrażenie zrobionego przez jakieś filmowe dziecko, które zgłasza swój megafajnyimądry film na licealny festiwal (z całym szacunkiem dla tych, którzy tam wystawiają dobre filmy). nie wiem, czemu Masłowska zdecydowała się wziąć w tym udział. bo to dopiero była tragedia.