To niby było takie proste - dać nam poczuć i dotknąć tego, o czym tylko czytaliśmy zastanawiając się, jak wszystko przebiegało. Ale jaką ten film ma siłę, jakie napięcie! Miłości oczywiście Oskara nie dadzą, więc spośród całego zestawu to właśnie Bigelow na statuetkę zasługuje najbardziej. To nie jest kino w stylu sprzed 2 dekad (Lincoln), nie jest feria efektów (Życie Pi) ani quasi-opera (Nędznicy) bądź po prostu porząne kino sensacyjne - choć mile łechtające Hollywood (Argo). ZDT to absolutny majstersztyk realizacyjny, tak właśnie robi się teraz wielkie amerykańskie kino. A że kontrowersje? A że dyskusje? Tym lepiej! Chapeau-bas!