Przykład „Wrót niebios” to jednak typowy przypadek przerostu ambicji nad zdrowym rozsądkiem. Cimino kręcił ten film w przekonaniu, że tworzy wielkie arcydzieło. Zdołał przekonać wytwórnię do tego, by ta dała mu pełną kontrolę nad produkcją. Skończyło sie na tym, że wizja Cimino się rozrastała, czas produkcji się wydłużał, a budżet rósł w zastraszającym tempie i ostatecznie zatrzymał się na rekodrowej wówczas kwocie 44 milionów dolarów (ponad 120 milionów obecnie). Prawdziwy dramat zaczął się jednak wraz z premierą. „Wrota niebios” zostały dosłownie zmiażdżone przez krytykę, Cimino otrzymał Złotą Malinę za reżyserię, a sam film zarobił marne 4 mln 750 tys. Dolarów. To musiało zaboleć. I zabolało, ale nie tylko Cimino. „Wrota…” doprowadziły na skraj upadku wytwórnię United Artists oraz przede wszystkim to właśnie przez klapę tego filmu, Hollywood totalnie zmieniło podejście do produkcji, odsuwając reżyserów na dalszy plan, a decydujące zdanie przekazując w ręce producentów. I, choć ciężko w to uwierzyć, to właśnie jedna osoba, Michael Cimino i jego „ambitny” projekt, zmieniły Hollywood na zawsze. A sam Cimino z miejsca trafił na „czarną listę”, przez co jego kariera praktycznie dobiegła już wtedy końca.