Dla mnie film był rewelacyjny pod wieloma względami. Na czołówkę plusów wychyla się
obserwowanie świata neurotycznego Cheyenna jego własnymi oczami. Bo u niego to
wszystko się dzieje jakby w zwolnionym tempie. Poza tym się chłopina trochę zawiesił, bo
jak stwierdził w jednej ze scen to poza śpiewaniem to tylko ćpał heroinę. No i tak mu
zostało, żeby na starość musieć iść odszukać siebie i nauczyć się palić papierosy. Bo my w
dzisiejszym świecie przyzwyczajeni jesteśmy do szybkiego kina lub takiego zwykłego w
normalnym rytmie. A tu się okazuje, że żyją takie istoty jak Cheyenn, którzy nie dość, że żyją
w zwolnionym tempie to jeszcze wyglądając i zachowując się dziwacznie okazują się
całkiem normalnymi ludźmi (patrz scena końcowa). Ale najlepszy był jednak jego śmiech,
który powalał ekspresją;)